001 One Shot ~ Fedemila cz. II
,, Czasem sława i pieniądze przysłaniają nam oczy i zapominamy o najważniejszych dla nas osobach,,
Czytałam jeszcze chyba ze sto razy nagłówek gazety. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Wyjechał, zapomniał, a teraz raczył wrócić ? Wybaczyłabym mu gdyby raczył do mnie zadzwonić i mnie o tym powiadomić, ale nie! No bo przecież wielka gwiazda pan Pasquarelli nie jest na tyle inteligentny by skontaktować się i poinformować o swoim powrocie przyjaciół czy byłą dziewczynę! Spojrzałam na Violettę i Leona.- Od kiedy o tym wiecie ?- spytałam oschle.
- Kiedy wracałam od ciebie do domu to przechodziłam obok kiosku, nie trudno było nie zauważyć tej gazety. Pomyślałam że powinnaś o tym wiedzieć- odpowiedziała mi Viola. Ja tylko wstałam i przytuliłam się do szatynki, po czym zaczęłam głośno płakać.
- To ja was może zostawię- szatynka kiwnęła głową na tak, na co Meksykanin wyszedł z domu.
Płakałam jak jeszcze nigdy wcześniej. Wolałam być daleko od niego i nie wiedzieć gdzie teraz jest, niż być daleko od niego i wiedzieć gdzie jest. Tak bardzo chciałabym by był teraz przy mnie, przytulił, pocałował i powiedział że będzie dobrze. Ale nie mogę, nie mogę mu wybaczyć nawet jakby przyszedł i błagał mnie na kolanach, nie mogę. Zbyt dużo kosztował mnie jego wyjazd. Cięcie się, alkohol, narkotyki, depresja, odwyk, terapia. Za dużo tego jak na mnie.
- Wiem że to dla ciebie trudne Lu, ale kiedy go nagle olśni by się z tobą skontaktować musisz pokazać mu co stracił. Nie daj mu tej satysfakcji, niech teraz on pocierpi. Pokaż mu że jesteś silna i że wcale cie nie ruszyło gdy o tobie zapomniał. Pamiętaj jesteś świetną dziewczyną, a on jest debilem który teraz będzie żałował tego co zrobił- skończyła swój monolog. Wiem że Violetta ma racje, ale to nie jest takie proste. Mój mózg już dawno pogodził się z jego odejściem, ale nie serce. Boję się tylko tego że jak go znów zobaczę to nie powstrzymam serca i wszystko mu tak po prostu wybaczę. A tego nie chcę. To znaczy, nie do końca. Chcę tego ale jednocześnie tego nie chcę. To skomplikowane!
- Dziękuję, dziękuję że jesteś przy mnie ty jak i za równo Leon. Dziękuję że nie zostawiliście mnie tak jak to zrobił Federico- ledwo jego imię przeszło mi przez gardło. Szatynka lekko się uśmiechnęła.
- Ej Lu może zostać u ciebie na noc ?- spytała z troską w głosie.
- Nie, nie trzeba. Idź do domu, Leon będzie się martwić- odpowiedziałam.
- No dobrze, zadzwoń do mnie jutro. Buziaki- cmoknęła mnie na pożegnanie i wyszła.
Nie mogę w to uwierzyć. Wiedziałam że prędzej czy później wróci, ale w tym momencie wolałabym później. Rzuciłam się na kanapę, nie chciało mi się iść na górę do sypialni, przebierać się. Gdy się położyłam, od razu zasnęłam.
*następny dzień
Siedzę teraz w pracy i pracuję nad najnowszą kolekcją. Męczę się nad nią od dobrych kilku tygodni, ale nie potrafię jej dokończyć. Mam zaledwie trzy sukienki, dwie bluzki i jedną marynarkę. To zdecydowanie za mało jak na pokaz mody, który ma być wielkim widowiskiem i wielką szansą dla mnie by zaistnieć w świecie mody. Chociaż teraz nie mogę narzekać na brak klientów, wiele razy też zdarzało mi się być na okładkach magazynów modowych, czy projektować dla wielkich sław. Ale jednak to będzie największe wydarzenie w świecie mody, będą tam wszyscy którzy chociaż odrobinę liczą się w show biznesie modowym..
Odeszłam od biurka i podeszłam do lustra. Miałam na sobie czarną sukienkę za kolano, z rękawami trzy czwarte i dużym wycięciem na plecach. Ramiona sukienki zdobiły srebrne diamenciki. Na nogach czerwone szpilki. Makijaż nie zmienił się u mnie od czasów Studio- e-liner, maskara, podkład i czerwona szminka. Moje blond loki opadały mi swobodnie na ramiona. Na rękach miałam kilka srebrnych bransoletek w kształcie koła, a na uszach małe srebrne cyrkonie.
Usłyszałam dźwięk dzwoneczków, oznaczający że ktoś właśnie wszedł do mojego Domu Mody. Byłam pewna że to Violetta, albo Francesca, ostatecznie Naty bądź Cami. Wszystkie czują się tutaj jak u siebie w domu, więc nie muszę się zbytnio śpieszyć. Zamknęłam swój notes z projektami i schowałam w moim małym sejfie. Wiem może przesadzam, ale konkurencja nie śpi. A niektórzy są nie obliczalni jeśli chodzi o zdobycie sławy i pieniędzy. Poprawiłam usta czerwoną szminką i pomału zmierzałam w kierunku schodów prowadzących na dół. Zeszłam po schodach na dół.
- Hej Vils, jesteś tu ?- zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu i wołać szatynkę. Dziwne...
Nagle usłyszałam czyjeś kroki, nim jednak zdążyłam się obrócić w stronę tego kogoś, usłyszałam najpierw jego głos.
- Witaj Lu...- ten głos. O nie, to on! Odwróciłam się pomału, po chwili stałam już na przeciwko niego. Stał tuż przede mną, byliśmy tak blisko, a jednocześnie tak daleko od siebie. Miał na sobie dżinsy, białą koszulę, czarne konwersy i kamizelkę w tym samym kolorze. Po kroju marynarki mogłam spokojnie poznać że to...mój projekt. Nie zmienił się prawie wcale. Ten sam styl ubierania się, ta sama idealnie ułożona grzywka, te same czekoladowe tęczówki i takie same aksamitne usta jak kiedyś. Zmienił się tylko tym że jest wyższy i jeszcze bardziej umięśniony. Widać że dużo czasu spędza na siłowni.
Patrzyłam na niego, nie mogąc patrzeć na nic innego. Jezu Pasquarelli kusisz...Czy ja to powiedziałam ?
- To moja marynarka ?- tylko tyle udało mi się wydusić. Chociaż doskonale znałam odpowiedź na to pytanie, zadałam je. Włoch lekko się uśmiechnął.
- Tak. Praktycznie wszystkie moje ciuchy są z twoich kolekcji. Zawsze wiedziałem że jeśli chodzi o modę nie masz sobie równych. A twoja własna marka ubrań, była tylko kwestią czasu- nie powiem miło było mi to usłyszeć z jego ust. Opanuj się Ferro! Nie daj sobie wejść na głowę!
- Czego ty tu w ogóle chcesz ?!- odpowiedziałam ze złością w głosie. Federico spojrzał na mnie smutnym spojrzeniem (?).
- Wiedziałem że nie będzie to łatwa rozmowa...- westchnął, a mi puściły nerwy. Muszę mu w końcu wygarnąć.
- Wiesz co ? Lepiej nic nie mów! Obiecałeś mi coś przed wyjazdem! Pamiętasz jeszcze ?! Na pewno nie! Nawet nie wyobrażasz sobie co ja czułam! Nie miałeś odwagi nawet by ze mną zerwać, powiedzieć że już mnie nie kochasz! Wiesz co ja przeżywałam ?! Cięłam się, ćpałam i upijałam się do nieprzytomności! Nie raz trafiłam do szpitala w tragicznym stanie, bo albo próbowałam popełnić samobójstwo albo przedawkowywałam. Skończyło się na szczęście tylko na odwyku. Federico ja popadłam w depresję! A ty miałeś to w dupie! Miałeś gdzieś co się ze mną dzieję i czy w ogóle żyję! A teraz wielka gwiazda wraca i myślisz że co ja zrobię ?! Rzucę ci się na szyję i zapomnę o tym co mi zrobiłeś ?! Jeśli tak, to się pomyliłeś! Wyjdź stąd! Słyszysz Federico ?! Wyjdź, nie chcę cię widzieć!- krzyczałam na cały budynek, nie zdziwiłabym się jakby ludzie z ulicy by mnie słyszeli. Włoch posłał mi smutne, zawiedzione spojrzenie.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że byłem debilem i nadal cię kocham. Ale rozumiem że nie chcesz mnie teraz widzieć. Trzymaj moją wizytówkę, jak będziesz miała ochotę to się odezwij- odrzekł podając mi kawałek papieru po czym wyszedł. Spojrzałam na kawałek papieru na którym widniał numer telefonu, imię i nazwisko chłopaka. Ale zaraz zaraz, czy on powiedział że nadal mnie kocha ? Nie nie mogę mu ulec! Nie mogę! Ale pomimo tego co mu powiedziałam, nie czuję ulgi. Wręcz przeciwnie. Czuję się paskudnie, że tak go potraktowałam. Wiem że on był w stosunku do mnie jeszcze gorszy, ale i tak jest mi źle.
* Po tym jak blondynka wyrzuciła mnie ze swojego Domu Mody długo chodziłem po uliczkach Buenos Aires. Chciałem jeszcze zajść do Studia i powspominać dawne czasy, ale niestety. Dopadły mnie fanki i nic z tego nie wyszło. Czasem mam już dosyć sławy. No bo co z tego że jestem sławny, skoro nie ma przy mnie najważniejszej dla mnie osoby w życiu ? Jakim ja byłem debilem, nie nie debilem. Byłem tchórzem, najzwyklejszym tchórzem! Wiele razy chciałem do niej zadzwonić, wytłumaczyć, przeprosić, ale nigdy nie miałem na tyle odwagi by to zrobić. Bałem się, do jasnej cholery! Po prostu się bałem. Nie wiem czego! Ale się bałem.
Wiem że na pewno się nie poddam. Jeszcze odzyskam jej zaufanie. Zrobię wszystko by mi wybaczyła. Bym znów mógł zobaczyć jej piękny uśmiech, radosne bursztynowe oczy i by znów ją przytulić, poczuć smak tych jej słodkich usteczek. Boże jak ja za nią tęsknie...
Przechodziłem akurat jakąś nie znaną mi ulicą. Widać że jest nowa i że mieszkają tutaj nieźle bogaci ludzie, bądź gwiazdy. Kiedy przechodziłem obok jednego z domów, coś rzuciło mi się w oczy. Mianowicie skrzynka pocztowa na której widniało nazwisko Verdas.
Nie mogę w to uwierzyć, właśnie stoję przed domem mojego najlepszego przyjaciela, albo raczej brata. Mimo że nie byliśmy spokrewnieni, zawsze zachowywaliśmy się jak bracia. Nie wiem czy on nadal tak myśli o mnie, ale ja na pewno wciąż uważam go za mojego brata.
Podszedłem do drzwi domu, ba! Willi. No nieźle się urządziłeś Verdas, nie powiem, na bogato.
Po chwili zastanowienia zapukałem do drzwi. Usłyszałem stukot obcasów. Zaraz, zaraz przecież Verdas nie nosi szpilek. No chyba nie powie mi że on nadal mieszka z mamą! Usłyszałem dźwięk otwierania zamka, po chwili w drzwiach ujrzałem dziewczynę. Nie za wysoka, ciemne oczy, opalona skóra i kasztanowe fale do ramion z jasnymi końcówkami. Nie wieżę. Violetta ? Wiedziałem że Verdas czuję coś więcej do szatynki, ale nie wiedziałem że będą razem! Ba! Że zostaną małżeństwem! Tego to już się wcale nie spodziewałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie, a kubek który trzymała w ręce wypadł jej, powodując że z naczynia zostały już tylko szczątki szkła.
- Cześć...- postanowiłem przerwać tę niezręczną ciszę.
- Cześć, wejdź...- wpuściła mnie do środka- Leon kochanie mamy gościa!- krzyknęła szatynka.
- Kogo sprowadza o tej porze ?- usłyszałem głos Meksykanina schodzącego po schodach.
- Sam zobacz- westchnęła Violetta, a spojrzenie szatyna utkwiło na mnie.
- Co ty tu robisz ?!- krzyknął podchodząc do mnie.
- Postanowiłem wrócić- odpowiedziałem ściszonym głosem, na co ten prychnął śmiechem.
- Łaskawie raczyłeś sobie przypomnieć że masz przyjaciół ? Że masz tu dziewczynę której na tobie strasznie zależy i o mało nie trafiła na cmentarz z twojego powodu ?!- był już mocno wkurwiony. Szczerze ? Nie dziwie mu się. Violetta wyszła do kuchni, zostawiając nas samych.
- Byłem u niej...- odrzekłem, na co Meksykanin znów się zaśmiał.
- I jak ? Wpadła ci w ramiona ? Jesteście razem ?- mówił a sarkazm można było wyczuć na kilometr.
- Nie i nie. Nawrzeszczała na mnie, wytknęła wszystkie błędy, a na koniec wywaliła na zbity pysk- odpowiedziałem przyjacielowi ? znajomemu ? Nie wiem jak mam teraz nazwać naszą relację.
- Nie dziwie jej się ani trochę- odpowiedział siadając na kanapie, dając mi też przy tym znak bym usiadł obok.
- No dobra, czasu nie cofniemy. Powiedz mi co u ciebie ?- nagle zmienił temat nie wiem czemu.
- Źle, masakrycznie, do dupy, wszystko zjebałem. Brakuję mi jej i to strasznie- powiedziałem załamany.
- A co z tym zamierzasz zrobić ?
- Nie wiem. Ale na pewno będę o nią walczyć. Przyjechałem tutaj by ją odzyskać i nie wyjadę puki ona mi nie wybaczy- odpowiedziałem pewnym tonem.
- Widzę że jednak nie straciłeś jeszcze całego rozumu- uśmiechnął się- a jeśli chodzi o naszą przyjaźń. To jak dla mnie możemy spróbować- odrzekł, a mi od razu polepszył się humor. Uścisnąłem przyjaciela, no wiecie tak po męsku.
- Leon, kiedy byłem u niej...Ludmila wspominała coś o depresji, terapii i odwyku- nie mogłem w to uwierzyć. Moja mała Lusia miałaby aż tak się stoczyć ? Chociaż jeśli tak było to to jest tylko i wyłącznie moja wina. Mój przyjaciel westchnął.
- Tak to prawda...Niestety, ale prawda. To trudny temat dla niej samej, mi też z resztą trudno jest o tym mówić i uważam że to ona powinna ci to wyjaśnić. Nie ja.
- Ale Leon, ona mi tego nie powie i oboje dobrze o tym wiemy. Jest na mnie wściekła, a ja się martwię i chciałbym wiedzieć co się z nią działo gdy mnie nie było- usłyszałem ponowny stukot obcasów. Ale tym razem brzmiał on inaczej (?). Sądząc po przerażonej minie Verdasa, nie mogła to być Violetta. Odwróciłem się, a moim oczom ukazała się
- Zostawisz nas samych ?- spytała Leona swoim melodyjnym głosem. Verdas kiwnął lekko głową na tak i wyszedł z pomieszczenia. Zostawiając mnie sam na sam z Ludmilą. Mam nadzieję że nie trzymają tu nigdzie broni, bo czuję że nie wyjdę stąd cały...
****************************************************************
No witam, witam ;*
Tak o to prezentuję się druga część OSa !!
No i mamy powrót Federico. Jak myślicie Lu szybko mu wybaczy ?
Zdecydowałam że części tego One Shota będzie cztery, przynajmniej tak zamierzam.
Następny w kolejce jest rozdział, którego już część mam xD
Więc można się go za niedługo spodziewać xD
A i mam do Was pytanie. Czy jedzie ktoś na Violetta Live w Krakowie 26 sierpnia i chciałby się spotkać ?Piszczcie w komentarzach miejsca, moje to : Rząd 2, miejsca 3-4, Płyta - Sektor PA1
No i oczywiście zapraszam do głosowania w ankiecie <3 (No wiem, takie trudne te pytanie xD)
Do następnego ;*
Kocham, Tini :*
cudo ;3
OdpowiedzUsuńMiejsce ♡
OdpowiedzUsuńOby byli razem ♥
UsuńFede naprawdę ją kocha ♡
Ale niech się tak łatwo nie da :")
Moje!
OdpowiedzUsuńHahah! xD
UsuńTak bardzo trudne pytanie! :D
Więc myślę, że oni będą razem, więc mu przebaczy, ale kiedy to nie wiem. Ja niestety nie jadę na VL, bo mam zbyt daleko
Leon, go ostro skrytykował (żeby nie mówić inaczej xD) Należało się!
Lu zabije Federa?? o.O
Świetna część!
Czekam na następną i rozdział!
Kocham! <333
PS. Zapraszam do mnie na OS i OS xD
To ostatnie zdanie mnie rozwaliło :')
OdpowiedzUsuńNo, no jednak Fede jeszcze ma jakieś resztki mózgu XD
Leon <3 Viola <3
Ten os jest CUDOWNY <33333333
Krótko bo nadrabiam ;**
Świetny One Shot kochana!
OdpowiedzUsuńCudeńko:*
Sorka ze krotko ale zaspana jestem bo wczoraj wg nie spałam xD
Na koncercie Kamila Bednarka byłam ;)
~RiCzI
Świetny ! ;)
OdpowiedzUsuńNieźle się w niektórych momentach uśmiałam XD
Czekam na kolejną część ;*
Pozdrawiam Maybe You ✌