Strony

piątek, 31 lipca 2015

Rozdział X


***
Obudziły mnie promienie słońca przedzierające się do pomieszczenia przez nie zasłonięte do końca okno w moim pokoju. Do cholery czemu go nie zasłoniłem ?! Niechętnie podniosłem się i usiałem na łóżku, sięgnąłem po mojego czarnego I'Phona leżącego na szafce nocnej obok łóżka, by sprawdzić godzinę. W pół do ósmej. Zajęcia w Studiu zaczynają się o dziewiątej, a przedstawienie o osiemnastej.
Zgarnąłem potrzebne mi rzeczy i poszedłem do łazienki. Na moje szczęście mam własną łazienkę i nie muszę kłócić się o nią co rano z Lusią i Violettą. Na prawdę jakby nie mogły ustalić jakiegoś harmonogramu która kiedy ma łazienkę czy coś w tym stylu, tylko wydzierają się o nią na cały dom. Czasem jedna potrafi wstać o piątej by zająć łazienkę do puki nie wstanie ta druga. A jak tamta dowie się że łazienka jest zajęta to zaczyna się wydzierać, oczywiście później tamta wydziera się na nią i tak codziennie. Dlatego postanowiłem zrezygnować z budzika, który jest mi zbędny gdyż dziewczyny doskonale potrafią mnie obudzić.
Ledwo wszedłem pod prysznic a już na korytarzu słychać wrzaski dziewczyn.
- Ludmila ile można siedzieć w łazience ?!- krzyczy i wali w drzwi pięściami szatynka.
- Będę tu siedzieć tyle ile będzie trzeba! Mogłaś wstać wcześniej!- odpowiedziała jej Luśka też przy tym krzycząc. Nie no obie są dla mnie ważne i w ogóle no ale teraz najchętniej to bym je udusił obie. Jestem ciekawy czy Violetta w ogóle wie że jednak wróciłem.
Wykonałem wszystkie czynności w łazience i wysz- edłem z pomieszczenia na korytarz gdzie nadal darły się dziewczyny.
- Możecie być ciszej ?! Słychać was aż w mojej łazience!- krzyknąłem do nich śmiejąc się przy tym, a one tylko zmroziły mnie wzrokiem.
- Łatwo ci mówić bo ty masz własną łazienkę- prychnęła Ludmila zakładając przy tym ręce na piersi i udając wielce obrażoną. A no tak bo nikt poza matką Lusi nie wie o naszej przyjaźni i o moim prawdziwym powodzie powrotu do Buenos Aires.
- Dobra ja tam się już w wasze kłótnie nie wtrącam, żegnam- powiedziałem po czym zostawiłem dziewczyny same i zszedłem do jadalni gdzie siedzieli już wszyscy. Usiadłem na swoim miejscu przy stole, po mnie do stołu przyszły Violetta i Ludmila wielce na siebie obrażone.
Śniadanie minęło w cichej i trochę nieprzyjemnej atmosferze. Ludmila i Violetta nie odzywały się do siebie, Violetta nie odzywała się do Germana, a ja i Lu nie odzywaliśmy się do Priscilli. Praktycznie każdy był na kogoś obrażony.
- Dobra koniec tej fascynującej rozmowy, dzieciaki chodźcie odwiozę was do Studia na próby- powiedział Ramallo a wszyscy odeszliśmy od stołu i poszliśmy razem z mężczyzną do auta a potem byliśmy już pod Studiem. Ludmila chciała wejść do środka ale ją zatrzymałem i odeszliśmy na bok.
- Rano nie było jak porozmawiać, wypadałoby im powiedzieć o tym wszystkim Lusiu- mówię patrząc jej w oczy.
- Wiem Fede ale oni w to nie uwierzą, jestem Supernovą i wszyscy znają mnie właśnie taką jaką jestem teraz- odpowiada z zaszklonymi oczami.
- Nie dowiesz się puki nie spróbujesz. Po za tym ja wiem że ty taka nie jesteś, bo znam cię lepiej niż ktokolwiek inny- patrzę w oczy blondynki i zbliżam się do niej coraz bliżej. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, jednak nie zważając na to przybliżam się do niej jeszcze bardziej.
- Ja muszę już iść, a ty powinieneś chyba porozmawiać z Marottim- mówi blondynka odpychając mnie przy tym swoją małą rączką. Cholera, Marotti! Zupełnie o nim zapomniałem!
- O fuck masz rację, on mnie zabije!- krzyknąłem i potarłem ze zdenerwowania jak to zawsze robię ręką kark. Lusia zaśmiała się słodko. Pocałowałem ją w policzek po czym odbiegłem w poszukiwaniu producenta.
 Biegam po całym Studiu w poszukiwaniu Marottiego, ale nigdzie go nie ma. W sumie to boję się rozmowy i tego jak zareaguje, ale muszę z nim to wyjaśnić.
W końcu udaje mi się znaleźć producenta w pokoju nauczycielskim.
- Pasquarelli co ty tu robisz do cholery ?!- jeszcze nie zdążyłem się odezwać a ten już się na mnie wydziera.
- Yyy jaa- nie dane mi było dokończyć.
- Słuchaj Fedek czy ty wiesz co ty wyrabiasz ?! Miałeś być teraz w Rzymie i przygotowywać się do pierwszego koncertu który ma się odbyć za tydzień! Wszystkie bilety się wyprzedały, a ty ?!- wydziera się na mnie i macha rękami, a jego twarz przybrała czerwonego odcienia.
- Po pierwsze nazywam się FEDE, a wróciłem bo miałem bardzo ważny powód.
- Tak ?! Ważniejszy od twoich fanów i kariery ?!
- Słuchaj Marotti ja nie mogę teraz wyjechać, niedawno odnalazłem moją dawną przyjaciółkę,która nie jest teraz w najlepszym stanie i muszę przy niej być- odpowiadam pewnym tonem.
- Mam gdzieś jak się nazywasz! Rozumiem że masz swoje życie, ale jesteś wielką gwiazdą i masz jakieś zobowiązania wobec swoich fanów.
- Wiem Marotti ale nie mogę jej teraz zostawić, po prostu nie mogę. Wiem że zawiodę moich fanów, ale musimy odwołać tę trasę. Po końcu tego roku możesz wysłać mnie w trasę nawet na cały rok ale nie teraz. Muszę przy niej być, bo mnie potrzebuje teraz o wiele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. I jeśli mam wybierać pomiędzy karierą a nią to moja decyzja będzie prosta- mówię zgodnie z prawdą. Nigdy więcej nie opuszczę Lusi. Już raz ją straciłem i nie zamierzam tego powtórzyć.
- Zgoda- odpowiada mi mój menadżer a mnie zatkało- możesz zostać w Buenos Aires, ale jak tylko skończy się rok szkolny i wyjaśnisz swoje sprawy masz dać mi znać a w tedy wyjedziesz w trasę- mówi producent a ja rzucam się mu na szyję.
- Dziękuję Marotti, oczywiście zgadzam się- mówię uśmiechając się. Już sobie wyobrażam minę Lusi jak się dowie że zostaję.
- Już spokojnie. Też kiedyś byłem młody i wiem jak to jest gdy się człowiek zakocha- mówi po czym wychodzi z pomieszczenia, zostawiając mnie samego ze swoimi myślami. Czy to co powiedział Marotti może być prawdą ? Czy ja rzeczywiście zakochałem się w mojej małej Lu ? W sumie dzisiaj prawie ją pocałowałem...

***
Razem z Cami siedzimy u Violi i pomagamy jej przygotować się do dzisiejszego występu.
Biedna męczy się z tą piosenką od jakiś czterech godzin, bo uważa że ciagle nie wychodzi jej idealnie. Obecnie słuchamy chyba już tej piosenki z setny raz.
- I jak było dziewczyny ?- pyta a w jej głosie można wyczuć lekką chrypkę.
- Świetnie, tak samo z resztą jak godzinę temu- odrzekłam razem z rudowłosą śmiejąc się przy tym.
- Jak dla mnie to może być lepiej, przy końcówce lekko fałszowałam- odpowiedziała szatynka a my tylko przewróciłyśmy oczami. Chciałam już jej coś powiedzieć, ale znów zaczęła śpiewać.

Inexpresiva o automaticada
Supercreativa o muy apasionada
Hacer todo por saber quien eres
Seguir tu camino si así lo prefieres

Ser quien te gusta ser transparente
Ser diferente entre tanta gente
Seguir un sueño y no detenerse
Tu luz brilla y ya se enciende

Yo no soy un zombi
Yo no soy un robot
Hago mi camino y descubro quien soy
Vivo cómo siento y eso me hace cambiar
Soy diferente
Única, única

Yo no soy un zombi
Yo no soy un robot
Hago mi camino y descubro quien soy
Vivo cómo siento y eso me hace cambiar
Soy diferente
Única, úni...


Nagle urwała nie wiadomo dlaczego. Spojrzałyśmy razem z Camilą na Violettę.
- Ej Violu czemu przerwałaś, było przecież bardzo dobrze- odrzekła ruda.
- Violu wszystko w porządku ?- spytałam nieco zdenerwowana gdy szatynka złapała się za gardło i zaczęła kaszleć.
- Dziewczyny chyba straciłam głos- odrzekła z mocną chrypą.

****************************************************************
No hej witam Was dwadzieścia po pierwszej w nocy :)
Wątpię by ktoś o tej porze skomentował to badziewie xD
Bo inaczej go nazwać nie mogę.
Chciałam coś napisać, więc napisałam rozdział, który nie wyszedł mi najlepiej.
Jest taki krótki i nudny...
Postaram się by jednak kolejne były dłuższe i ciekawsze <3
Nie przynudzam dłużej Perełki i idę spać ;*
Do następnego <3

Kocham, Tini :*

PS. ZAPRASZAM WAS DO SKŁADANIA ZAMÓWIEŃ W NOWEJ ZAKŁADCĘ - ZAMÓWIENIA WIEM NIE WYSZŁA MI NAJLEPIEJ JEDNAK POSTARAM SIĘ BY ZAMÓWIENIA BYŁY LEPSZE OD ZAKŁADKI 



środa, 29 lipca 2015

001 One Shot ~ Fedemila cz. IV (ostatnia)

,,Czasem sława i pieniądze przysłaniają nam oczy i zapominamy o najważniejszych dla nas osobach.,,

Weszłam do kawiarni i zaczęłam błądzić wzrokiem po pomieszczeniu w celu odnalezienia Włocha. Po chwili zauważyłam go, machał do mnie ręką pokazując przy tym miejsce gdzie siedzi. Miał na sobie czarne dżinsy, czerwone conversy i marynarkę o tym samym kolorze oraz białą koszulę. Jego grzywka była jak zwykle ułożona w idealny nieład. Jego duże, czekoladowe przepełnione radością oczy skierowane były w moją stronę, lustrując mnie tym samym od góry do dołu. Szeroki uśmiech pokazujący jego białe niczym perły zęby i niewielkie dołeczki. Na sam jego widok moje serce przyśpieszyło, a mnie zalała fala ciepła. Czy to możliwe że moje uczucia co do niego nigdy nie wygasły ? A może urosły ?
Nie pewnym krokiem podeszłam w stronę stolika przy którym siedział Włoch. Uśmiechnął się jeszcze szerzej na mój widok.
- Cześć, cieszę się że zadzwoniłaś- podszedł i pocałował mnie w policzek na przywitanie po czym odsunął krzesło na które ja usiadłam. Poczułam tak jakby motylki w brzuchu. Zupełnie jak za dawnych czasów...
- Hej- odpowiedziałam lekko speszona.
- Zamówiłem ci kawę, mam nadzieję że twoja ulubiona kawa nie zmieniła się po tylu latach- uśmiechnął się podsuwając mi filiżankę kawy pod nos.
- Nie nie zmieniła się, dziękuję- odwzajemniłam uśmiech i wzięłam łyk gorącego napoju.
Przez dziesięć minut siedzimy w całkowitej ciszy. Żadne z nas nie wiedziało jak zacząć tą rozmowę. Ze stresu i niecierpliwości stukałam moimi czerwonymi paznokciami o stół, a Federico błądził wzrokiem po pomieszczeniu.
- Dobra koniec. Ta rozmowa jest dla nas obojga trudna, ale po to się spotkaliśmy by to wszystko wyjaśnić. Więc lepiej zacznijmy rozmawiać- powiedziałam pewnym głosem przerywając tym samym niezręczną ciszę.
- Masz rację, tylko problem w tym że nie mam pojęcia od czego zacząć- odpowiedział Włoch pocierając przy tym w charakterystyczny dla niego sposób kark. Zawsze tak robił gdy się stresował.
- Najlepiej zacznij od początku- uśmiechnęłam się lekko. Po mimo tego że boje się usłyszeć tego co ma mi do powiedzenia to jednak chcę to wiedzieć.
Federico wziął głęboki wdech i wydech, po czym zaczął opowiadać.
- No więc, wyjechałem bo dostałem propozycje od Y-mixu, ale to wiesz. Wiesz też doskonale że na początku miałem wątpliwości, ale po twoich namawianiach zdecydowałem podpisać kontrakt. Marotti zapewniał mnie że wyjadę do Włoch i w trasę maksymalnie na dwa lata, gdybym wiedział od początku że nie będę mógł utrzymywać z tobą kontaktu przez ponad sześć lat to w życiu bym się na to nie zgodził. Ale po kolei. No więc wyjechałem do Włoch, nagrałem pierwszą płytę i wyjechałem w trasę. Na początku rozmawiałem z tobą codziennie, ale później szczerze to po prostu brakowało mi na to czasu.  Marotti ciągle organizował nowe wywiady, sesje i występy. Czasem miałem wrażenie że specjalnie zajmuje mi tak grafik. Kiedy miałem już wracać Marotti zaczął mi grozić prawnikami. Okazało się że kontrakt który podpisałem miał pewien haczyk. Nie mogłem rzucić kariery w Y-mixie przez kolejne cztery lata, a do tego Marotti zakazał mi kontaktu z kimkolwiek z Buenos Aires. Uznał że utrzymując kontakt z tobą stracę popularność i że powinienem zacząć się umawiać z jakimiś sławnymi dziewczynami. Zgodziłem się na jego warunki, bo nie miałem wyjścia,jednak nigdy nie umówiłem się z inną dziewczyną. Marotti nie mógł mnie zmusić do tego bym zapomniał o tobie i zakochał się w innej. Próbowałem jakoś się do ciebie dodzwonić, ale Marotti sprawdzał moje połączenia w telefonie i wszędzie za mną jeździł.
Mimo tego co się stało to moje uczucia wobec ciebie Lusiu nigdy się nie zmieniły- skończył opowiadać. Przysunął dłoń do mojej i ciągle patrząc mi w oczy splótł nasze palce. Miałam kompletny mętlik w głowie. Z jednej strony to nie do końca była jego wina, ale z drugiej skrzywdził mnie. Czy tego chciał czy nie, ale zrobił to. Szybko cofnęłam rękę i spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, 17. Siedzimy tu już na prawdę cztery godziny ? Jeju, przy nim czas tak szybko mi mija.
Wstałam szybko z krzesła.
- Jjaa powinnam już iść, zdzwonimy się- odrzekłam jąkając się i w pośpiechu zakładając moją srebrną dżinsową kurtkę. Federico wstał i pomógł mi w jej założeniu.
- Rozumiem, odwiozę cię- odrzekł z uśmiechem.
- Nie! To znaczy, nie trzeba. Świeże powietrze dobrze mi zrobi- na szczęście udało mi się wybrnąć z tego krzyku...
- Ale Lu nie zrozumieliśmy się chyba. To nie było pytanie, po za tym znasz mnie i wiesz że nie pozwolę ci iść samej zwłaszcza że już się pomału ściemnia-  ooo czy on się o mnie troszczy ? Nie Ferro! Uspokój się!
- To najwyżej wezmę taksówkę- próbowałam się jakoś wykręcić.
- Nie pozwolę byś cisnęła się w jakieś taksówce, kiedy dla mnie to żaden problem cie podwieźć, wręcz przeciwnie- westchnęłam.
- No niech ci będzie- przewróciłam oczami  na co Włoch się uśmiechnął. Wyszliśmy z kawiarni i udaliśmy się na pobliski parking. Podeszliśmy do czarnego auta. Nie wiem jakiej było marki, bo na autach nie znam się ani trochę, ale na pewno był to jakiś mega drogi model czarnego samochodu.
Włoch otworzył mi drzwi, a sam okrążył samochód i zajął miejsce kierowcy. Po chwili włączyliśmy się do ruchu drogowego. Federico prowadził z taką...taką perfekcją. Myślałam że jako wielka gwiazda ma szofera i nigdzie nie rusza się bez ochroniarza, a tu proszę.
- No i jak aż tak źle jedzie się ze mną w jednym aucie ?- spytał śmiejąc się przy tym na co ja odpowiedziałam tym samym.
- Nie nie jest tak źle jak myślałam- zaśmiałam się.
Po dziesięciu minutach, z moimi wskazówkami dojechaliśmy pod mój dom. Federico otworzył mi drzwi i pomógł wyjść z samochodu. Odprowadził mnie pod drzwi mojego domu. Weszliśmy do środka.
- Napijesz się czegoś ?- spytałam.
- Nie dziękuję- odpowiedział uśmiechając się i rozglądając się po pomieszczeniu- ładnie się tutaj urządziłaś.
- Dziękuję- odpowiedziałam rumieniąc się przy tym.
- Mam nadzieję że jeszcze się spotkamy- powiedział Włoch podchodząc bliżej mnie. Poczułam ten wspaniały zapach jego perfum i już nie mogłam się oprzeć. Federico spojrzał mi w oczy po czym wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek, który przepełniony był miłością, pożądaniem a przede wszystkim tęsknotą. Całowaliśmy się tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Brutalnie a jednocześnie delikatnie. Fede wziął mnie na ręce nie przerywając pocałunku. Weszliśmy po schodach do sypialni. Włoch położył mnie na łóżku, po czym oparł się na ramionach nad moją twarzą posyłając mi szeroki uśmiech. Wróciliśmy do wcześniejszej czynności. Federico zaczął odpinać moją sukienkę, po chwili leżałam na łóżku już w samej bieliźnie. Chłopak spojrzał na moje nadgarstki. No tak, było na nich pełno blizn. Spojrzałam na Federico zaszklonymi oczami, po chwili poczułam jak samotna łza spływa po moim policzku. Włoch szybko starł ją dłonią i pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Spokojnie, wszystko w porządku tylko proszę nie rób tego już nigdy więcej- wyszeptał mi do ucha na co ja potaknęłam delikatnie głową, a Federico ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Zdjęłam z niego marynarkę po czym zaczęłam odpinać guziki w jego koszuli. Gdy ją zdjęłam coś mnie kusiło by spojrzeć na metkę. Podniosłam wzrok na Federico i uśmiechnęłam się.
- Mówiłem ci że większość moich rzeczy jest z twoich kolekcji księżniczko- uśmiechnął się i cmoknął mój policzek.
Wiadomo co się później wydarzyło...

* następny dzień, rano

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno w mojej sypialni. Na samo wspomnienie dzisiejszej nocy na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Obróciłam się na drugą stronę by przytulić się do mojego towarzysza. Jednak gdy to zrobiłam zamiast Federico, przytuliłam tylko poduszkę. Nie mówcie mi tylko że tak po prostu po tym co się między nami wydarzyło sobie poszedł! Nie to nie w jego stylu. Mimo wszystko jestem teraz pewna tego, że potrafię mu wybaczyć. Chcę z nim być bo go kocham. No chyba że teraz bez żadnych wyjaśnień sobie poszedł. Jeśli tak to ma przechlapane i to porządnie. Wstałam z łóżka i ubrałam mój szlafrok w czarno-złotą panterkę, po czym wyszłam z sypialni. Na korytarzu poczułam zapach naleśników. Po schodach zeszłam do pomieszczenia z którego dobiegał ten wspaniały zapach. Znalazłam tam Włocha. Stał przy stole na którym były naleśniki, czekolada, truskawki i kawa w samych bokserkach. Nie no czy on to robi specjalnie ? Żeby tak kusić, nie ładnie. Na palcach podeszłam do chłopaka.
- Czemu mnie nie obudziłeś ? Pomogłabym ci- powiedziałam centralnie do ucha Federico. Na co ten lekko się wystraszył i odwrócił w moją stronę.
- Bo wyglądałaś tak słodko, że nie miałem serca by cie budzić- wyszeptał mi do ucha na co ja zarumieniłam się. Razem usiedliśmy do stołu. Śniadanie minęło nam w bardzo miłej atmosferze. Po skończonym posiłku razem umyliśmy naczynia. Oczywiście nie mogło obyć się bez wygłupów, chlapania się wodą i potłuczeniu kilku talerzy.
- Lusia mam do ciebie pytanie- powiedział Fede i nagle spoważniał.
- Słucham- odpowiedziałam niepewnym tonem.
- Bo wiesz po tym co się między nami stało...czy my ? No wiesz...- denerwował się i pocierał kark.
- Fede, wiesz że mnie bardzo ale to bardzo mocno zraniłeś ? I że najprawdopodobniej już nigdy nie będę mogła ci na tyle zaufać ?- spytałam patrząc prosto w oczy Włocha.
- Tak wiem, ale jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś całym moim światem. Zrobię wszystko byś znów mi zaufała. Jeśli chcesz to mogę cie nawet błagać na kolanach*- jak powiedział tak też zrobił. Klęknął przede mną i zaczął błagać, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
- Co ty nie wygłupiaj się, wstawaj- Włoch wykonał moje polecenie- nie o to mi chodziło.
- Nie ? W takim razie o co ?- spytał.
- Chcę zaryzykować, bo cię kocham- odpowiedziałam pewnym głosem nie spuszczając wzroku z Włocha. Ten okręcił mnie dookoła siebie i pocałował namiętnie.
- Ja też nie kocham i obiecuję ci Lusiu już nigdy cię nie opuszczę. Będę zawsze przy tobie, nie pozwolę byś znów cierpiała i zawsze będziesz mogła na mnie liczyć Księżniczko.
- Wiem- uśmiechnęłam się i ponownie złączyłam nasze usta w kolejnym, namiętnym pocałunku.

**************************************************
Hej hej!!
Tak o to prezentuję się OSTATNIA część OSa !!!
Pisało mi się go bardzo dobrze i trochę szkoda mi go kończyć :(
No ale mam nadzieję że się Wam podoba :)
A i zapraszam do nowej zakładki gdzie możecie składać zamówienia (no wiem trochę mi nie wyszła -,-)
Dobra nie przynudzam, papapa <3

Kocham, Tini :*

*ten wątek dedykuję care pasquarelli, chciałaś by Fede błagał Lu na kolanach ? Proszę bardzo Kochana :* Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem xD

poniedziałek, 27 lipca 2015

001 One Shot ~ Fedemila cz. III

,, Czasem sława i pieniądze przysłaniają nam oczy i zapominamy o najważniejszych dla nas osobach,,

Zostałam sam na sam z Federico. Wiedziałam że prędzej czy później dojdzie do takiego spotkania, ale wolała bym jakoś bardziej się na nie przygotować.
Bez słowa usiadłam na kanapie znajdującej się w salonie, omijając przy tym zdezorientowanego Włocha.
- Co się tak patrzysz, nie usiądziesz ?- spytałam oschle gdy spostrzegłam że chłopak nie spuszcza ze mnie zdziwionego wzroku. Włoch bez słowa usiadł na przeciwko mnie. Przez chwile nasze spojrzenia się skrzyżowały, ale szybko odwróciłam głowę.
Siedzieliśmy w ciszy dobre dziesięć minut.
- I co nie zamierzasz mi niczego powiedzieć ?- spytałam z ironią w głosie, przerywając tym samym te nie zręczną ciszę. Chłopak posłał mi smutne spojrzenie. Dla niego też nie jest to łatwe, widać. Ale niech sobie nie myśli że mi jest łatwiej.
- Ludmila ja nie wiem co powiedzieć...- zauważyłam że nie potrafi się wysłowić, więc postanowiłam przerwać te cisze.
- Co nagle zaczęło cie interesować co się ze mną przez te wszystkie lata działo ?! Proszę bardzo! Przez pierwszy rok od twojego wyjazdu jak już przestałeś się do mnie odzywać, popadłam w depresję. Nie zdołam zliczyć ile nocy nie przespałam, ile chusteczek zużyłam, z iloma facetami się przespałam, ile alkoholu wypiłam, ile blizn pojawiło się na moich nadgarstkach i ile narkotyków zdążyłam zażyć. Brałam wszystko co wpadło mi w ręce tak samo było z alkoholem. Całe dni spędzałam na ,,zabawach,, z obcymi facetami bądź upijając się i ćpając do nie przytomności. Wieczorami natomiast  cięłam się i przepłakiwałam całe noce, i tak w kółko przez dwa lata. Nikt nie zwracał jednak na to uwagi, nawet moja matka to olewała. Uznała że skoro mam osiemnaście lat to mogę robić co mi się podoba, na własną odpowiedzialność. W tedy z powrotem odżyła we mnie Supernova. Wszyscy mnie olewali przez co wiele razy próbowałam popełnić samobójstwo. Na początku połykałam tabletki, ale skończyło się na płukaniu żołądka. Później jeszcze próbowałam podciąć sobie żyły. Jednak jakiś przypadkowy przechodzeń znalazł mnie i zadzwonił po pogotowie. Trzecia próba samobójcza była moją ostatnią, tym razem wymieszałam jakiś alkohol z dragami nawet nie pamiętam jakimi, po czym podcięłam sobie żyły. Chciałam mieć stuprocentową pewność że umrę. Jednak tym razem zrobiłam to w moim pokoju. W ostatnim momencie weszła do mnie Violetta i wezwała pomoc. Trafiłam do szpitala w krytycznym stanie, straciłam mnóstwo krwi,a  narkotyki i alkohol połączony ze sobą też w cale nie pomagały. Byłam w śpiączce przez dwa miesiące. Lekarze już mieli mnie odpinać od maszyn podtrzymujących mnie przy życiu, kiedy ja się obudziłam. Jedynymi osobami które przy mnie w tedy były to Leon i Violetta. To dzięki nim postanowiłam wziąć się w garść i pójść na terapie. Wyjechałam do specjalnego ośrodka i miałam codziennie rozmowy z psychologiem. Spędziłam w tym ośrodku niecałe dwa lata. Wróciłam do formy i spełniłam marzenia o zostaniu projektantką i tancerką- czułam jak pod powiekami gromadzą mi się łzy, ale nie mogłam ich uwolnić. Nie przy nim, nie teraz. Włoch słuchał mnie uważnie i widać że zaskoczyło go to co usłyszał. Widziałam w jego spojrzeniu poczucie winy, smutek i żal.
- Lusia jaa...- jąkał się.
- Wiem. Jest ci przykro, jesteś debilem i chcesz do mnie wrócić, ale w tej chwili to jest nie możliwe. Nie umiem ci na razie wybaczyć, bo jak sam widzisz mam ku temu powody. Po tym co przeszłam nie chcę angażować się teraz w związek. Chciałbym zostać chociaż twoją znajomą, ale nie potrafię. Zbyt dużo by mnie to kosztowało, chyba rozumiesz...- odrzekłam niepewnie i spojrzałam na Włocha.
- Tak masz rację, doskonale cię rozumiem. Wiem że bardzo cię skrzywdziłem i że potrzebujesz czasu by to wszystko poukładać. Wiedz jednak że będę w Buenos Aires jeszcze przez dłuższy czas i jak tylko będziesz chciała to zadzwoń. Zawsze dobiorę- odpowiedział i wstał z kanapy. Uśmiechnął się lekko i wyszedł z posiadłości Verdasów. W tej chwili do salonu weszła Violetta, usiadła obok mnie.
- Gdzie Federico ? Znów się pokłóciliście ?- spytała troskliwym głosem Violetta. Ja spojrzałam na szatynkę i wybuchnęłam płaczem, ta przytuliła mnie mocno.
- Wszystko zepsułam! Wrócił specjalnie dla mnie, chciał wszystko wyjaśnić a ja mu nawet nie pozwoliłam dojść do słowa! Jestem kretynką!- krzyczałam i płakałam jednocześnie. Nie potrafiłam się uspokoić.
- Lu nie mów tak. Jesteś wspaniałą dziewczyną, która po mimo problemów zdołała osiągnąć sukces i wyjść z tego- próbowała mnie pocieszyć.
- Dziękuję, ale co ty byś zrobiła na moim miejscu ? Wybaczyłabyś coś takiego Leonowi ?- spytałam patrząc w oczy szatynce.
- Cóż...Na pewno na samym początku byłabym na niego wściekła. Ale spotkałabym się z nim i wszystko na spokojnie wyjaśniła, wysłuchałabym go. Bo w sumie nie wiesz czy on nie chciał do ciebie dzwonić, może po prostu nie mógł ? Powinnaś się z nim umówić. Oczywiście nie na randkę czy wypad z przyjacielem. Ale na szczerą rozmowę.
- Masz rację. Ja już mu wszystko powiedziałam, teraz jego kolej. Muszę się w końcu zamknąć i posłuchać co on ma do powiedzenia- odparłam ocierając spływające po moich policzkach łzy.
- No i taką Ludmile kocham! Pewną siebie, wiedzącą co chce, gotową by skoczyć w ogień za coś co kocha- uśmiechnęła się do mnie szatynka.
- Dzięki Vils jesteś najlepszą przyjaciółką! Zadzwonię do niego jeszcze dzisiaj!- wstałam z kanapy i wyciągnęłam mój telefon i wizytówkę Federico z torebki.
- Najlepiej umówcie się w jakimś miejscu publicznym- posyłam szatynce pytające spojrzenie- no bo nie wiesz jak zareagujesz. Jeśli będziecie chcieli od razu się ze sobą przespać, albo będziesz chciała go zabić po tym co usłyszysz to przynajmniej będziecie w miejscu publicznym i się powstrzymacie- wytłumaczyła mi Argentynka po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Vils, ta twoja wyobraźnia mnie czasem przeraża. Ale masz racje umówię się z nim w tej kawiarni w centrum- odpowiedziałam i spojrzałam na wizytówkę. Szybko przepisałam widniejący na karteczce numer na telefon. Spojrzałam jeszcze na przyjaciółkę.
- Spokojnie dasz radę, wierzę w ciebie- wystawiła mi dwa kciuki w górę i szeroko się uśmiechnęła. Wzięłam głęboki wdech i wydech, po czym nie pewnie nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Po kilku sygnałach usłyszałam ten jego melodyjny głos w słuchawce, choć muszę przyznać że nie dało się nie wyczuć w nim smutku.
- Halo ?- powiedział załamanym tonem.
- Cześć Federico...- odpowiedziałam ściszonym głosem.
- Ludmila ? To na prawdę ty ?- od razu jego głos stał się weselszy.
- Tak to ja Federico- zaśmiałam się cicho.
- Ale po co dzwonisz ? Myślałem że wszystko mi już niedawno wyjaśniłaś- westchnęłam.
- Ja tobie tak, ale ty mi nie. Dlatego chciałbym się z tobą spotkać byśmy mogli to wszystko na spokojnie wyjaśnić. Pasuję ci jutro o 13 w tej kawiarni w centrum ?- spytałam z nutką nadziei w głosie.
- Oczywiście że pasuje. Przyjechać po ciebie ?- spytał. Niezła wymówka, ale niech nie myśli że od razu podam mu mój adres.
- Nie nie trzeba, przejdę się- odpowiedziałam.
- No dobrze, jak wolisz. W takim razie do zobaczenia- odpowiedział i pomimo że go teraz nie widzę to jestem w stu procentach pewna że się uśmiecha. Chociaż muszę przyznać że sama nie jestem lepsza.
- Do zobaczenia- odpowiedziałam i rozłączyłam się. Spojrzałam na szatynkę która zniecierpliwiona czekała aż wszystko jej opowiem.
- No i jak ? Zgodził się ?- pytała podekscytowana, jakby nie wiadomo co się stało.
- Vils spokojnie to będzie tylko tak jak mówiłaś ,,szczera rozmowa,, i nic więcej- odpowiedziałam poważnie, na co szatynka się uspokoiła. Usiałam na kanapie obok Argentynki. Siedziałyśmy przez chwilę w ciszy. Po chwili spojrzałyśmy na siebie, po czym zaczęłyśmy skakać po kanapie i piszczeć z radości.  Musiałyśmy być chyba na tyle głośno że aż Leon do nas przyszedł z gaśnicą.
- Co się stało ?! Ludmila podpaliła Federico ?!- wrzasnął i zaczął się rozglądać po mieszkaniu, na co my z Violettą zareagowałyśmy wybuchnięciem śmiechem.
- Kochanie jakbyś nie zauważył, Federico wyszedł  jakieś piętnaście minut temu- tarzałyśmy się już po podłodze.
- No przecież wiedziałem, tylko no wiecie...żartowałem!- jąkał się, próbując wcisnąć nam ten kit.
- Oczywiście Leon, a my jesteśmy kurde Elsa i Olaf, a nasz salon to Kraina Lodu!- zaśmiałam się na słowa szatynki.
- Ale jak już coś to ja zaklepuje Elze!- wrzasnęłam. Nagle Leon nacisnął coś w gaśnicy, powodując uruchomienie jej. Widać że zrobił to specjalnie. Po chwili byłyśmy całe w białej pianie.
- No teraz nimi jesteście i witam was w Krainie Lodu- wskazał na salon, który też teraz najczystszy nie był. Posłałyśmy z Violettą porozumiewawcze spojrzenia, wstałyśmy z podłogi i zaczęłyśmy podchodzić do Verdasa.
- Leon przyjacielu pozwól że cie uściskam- zawołałam za przyjacielem który chyba zrozumiał o co nam chodzi i zaczął uciekać. My oczywiście biegłyśmy za nim. Po chwili jednak pośliznęliśmy się o pianę i wylądowaliśmy na podłodze. Ja leżałam na Vils, która leżała na Verdasie.
Postanowiłyśmy się zemścić. Wzięłyśmy trochę piany z podłogi i wtarłyśmy ją Leonowi w te jego ,,idealną grzywkę,, psując ją przy okazji i śmiejąc się na cały dom.
- Zemsta jest słodka- odrzekłam po czym wstałam z przyjaciół- a wy co nie wstajecie ?
- Mi tam wygodnie- zaśmiała się szatynka.
- A ty Verdas jak tam żyjesz jeszcze ?- spytałam przyjaciela.
- Moja fryzura! Co wyście z nią zrobiły...- użalał się nad sobą dotykając przy tym swoją ,,nową fryzurę,,. Zupełnie jakbym widziała Federico...
- Dobra wy tu róbcie sobie co chcecie, zostawiam was. Muszę już lecieć, papa- odrzekłam i już mnie nie było. Nie wiem czy to dobry pomysł zostawiać ich tak samych na podłodze umazanych pianą, no ale przecież muszę się wyspać by jutro jakoś wyglądać.

* następny dzień

Już od dobrych dwóch godzin zastanawiam się w co mam się ubrać. Moja garderoba wygląda jakby przeszło przez nią tornado. Ale wracając.
Obecnie mam na sobie już dziesiątą sukienkę i piętnaste buty. Nie chcę wyglądać na tym spotkaniu zbyt oficjalnie, ale też nie chcę wyglądać tak jakbym szła na siłownie. Oczywiście nie zamierzam też ubierać jakieś nie wiadomo jak pociągającej sukienki, ale też nie chcę wyglądać jak jakaś kurde zakonnica. Nie żebym się przejmowała tym co sobie Federico pomyśli o moim ubiorze albo że się stroję specjalnie dla niego, bo to nie prawda. Chcę dobrze wyglądać dla siebie, a nie dla kogoś innego.
-Dobra,wiem! Ubiorę tą sukienkę!- mówię sama do siebie i ze sterty ubrań wyciągam sukienkę. Miałam ją na naszej pierwszej randce. Patrzyłam na sukienkę którą trzymałam w rękach a pod moim powiekami zbierały się łzy. Granatowa sukienka za kolano, na grubych ramiączkach. W tali przepasana jest srebrną wstążką z odkrytymi plecami gdzie zamiast materiału jest granatowa koronka. Szybko założyłam wybraną sukienkę. Do niej wybrałam srebrne szpilki, wisiorek na długim srebrnym łańcuszku z serduszkiem w cyrkonie i kolczyki do kompletu, małe cyrkoniowe serduszka.
Makijaż postanowiłam zrobić trochę inny niż zawsze. Nałożyłam podkład, oczy pomalowałam granatowym cieniem do powiek. Zrobiłam jeszcze cienkie czarne kreski e-linerem, a rzęsy pomalowałam maskarą. A usta jak zwykle pomalowałam szminką o kolorze krwistej czerwieni.
Włosy rozpuściłam i zakręciłam lokówką. Spojrzałam w lustro. Muszę przyznać, wyglądam świetnie. Dokładnie tak jak chciałam. Zerknęłam na godzinę na moim złotym I'Phonie, 12:45. Do kawiarni dojdę spokojnie w piętnaście minut. Zgarnęłam jeszcze moją torebkę i wyszłam z domu zamykając go wcześniej.
Po chwili stałam już pod drzwiami kawiarni, spojrzałam ponownie na zegarek, 12:59. Jestem punktualnie. Dotknęłam klamki i nacisnęłam ją delikatnie jednocześnie biorąc głęboki wdech i wydech.
- Dobra przecież go teraz nie wystawisz, raz kozie śmierć- powiedziałam sama do siebie w myślach i weszłam do środka.
 
********************************************************************
No więc witam Was w ten o to poniedziałkowy wieczór xD
Jak minął Wam dzień ? Mi wspaniale *,*
A tak o to prezentuję się trzecia, przedostatnia część OSa.
No więc Federico nic się nie stało xD
I spotkanie Fedemilki będzie, jak myślicie wydarzy się coś ? xD
Ja jestem taka happy!!!!!!!!
Bo Jorge nagrywa piosenkę z Tini w Los Angeles <3
Ale dobra, muszę kończyć.
Do następnego <3

Kocham, Tini :*

niedziela, 26 lipca 2015

Urodzinki !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

No więc witam Was w tym ważnym dniu - 26.07 czyli urodzinki tego bloga <3

Na tym blogu męczycie się już ze mną równo 2 miesiące xD

Nie mogę uwierzyć że to tak szybko minęło, niedawno jeszcze zakładałam bloga a tu już proszę bardzo minęły dwa miesiące. 

Pierwszy raz mam okazję pisać taki post, chociaż na bloggerze jestem już jakieś niecałe dwa lata to nigdy nie pisałam takich postów i nie bardzo wiem jak to zacząć xD 

No więc...

liczba wyświetleń w ostatnim miesiącu - 2791

łączna liczba wyświetleń - 4971...

ODBIORCY :

Polska - 887

Niemcy - 9

Stany Zjednoczone - 4

komentarze - 110

posty (opublikowane) - 14

obserwatorzy - 10

Nie wiem czy powinno tu znaleźć się coś jeszcze, ale myślę że wszystko co ważne zostało tu umieszczone :)

Chciałam Wam jeszcze bardzo ale to bardzo podziękować że jesteście ze mną, czytacie te moje bzdury, komentujecie, obserwujecie.

Dziękuję wszystkim czytelnikom tym komentującym i tym nie komentującym. Wszystkim anonimkom i bloggerowiczom. 

Ale najbardziej chciałabym podziękować kilku osóbkom które obserwują i zawsze komentują moje bzdury (kolejność nie ma znaczenia) :

D. Pasquarelli, Vicky Victorious, Martyna Martinaa, V-lovers kl, Dolor., Laura Lynch, Jula Blanca Lambre, Mechita Lambre, Ludmila Ferro, care pasquarelli, Riczi XD, Maybe you, Mechiś Lambre, Mechi Lambre i oczywiście mojej kochanej Juluuś <3

Kochana chciałbym Cię oficjalnie pożegnać, bo jak już wszyscy wiemy postanowiłaś zrobić sobie przerwę, mam nadzieję że KRÓTKĄ przerwę od bloggera. Będę za tobą bardzo tęsknić i za Twoimi cudownymi opowiadaniami. Wiedz że jeśli tylko będziesz potrzebowała wsparcia czy czegokolwiek innego to ZAWSZE możesz na mnie liczyć. Z resztą wydaję mi się że nie tylko na mnie, ale i na wszystkich Twoich fanów bo wszyscy BARDZO CIĘ KOCHAMY I BĘDZIEMY STRASZNIE ZA TOBĄ TĘSKNIĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!! ♥♥♥♥♥

To chyba wszystko co chciałam Wam przekazać, dziękuję że jesteście ze mną przez ten cały czas KOCHAM WAS!!!!!!!! ♥♥♥♥♥

A jeśli chodzi o sprawy organizacyjne to jakoś w tym tygodniu na blogu pojawi się trzecia część OSa.

KOCHAM, TINI :*

środa, 22 lipca 2015

Rozdział IX

***

Ponieważ były korki, na lotnisko dotarłem po godzinie. Na szczęście był jeszcze jeden lot do Buenos Aires, więc szybko wykupiłem bilet. Okazało się że z powodu problemów technicznych, lot został przesunięty o godzinę później. No więc musiałem czekać dwie godziny na lotnisku.
Jakby tego było mało, podczas wracania na lotnisko, musiałem słuchać jak kierowca taksówki drze się na innych kierowców. Nie no na prawdę lepszej podróży nie mogłem sobie wymarzyć.
Jestem ciekaw jak Marotti zareaguje, już widzę jak się wnerwia i drze na mnie czemu nie jestem w Rzymie. Na szczęście powinien być teraz w Buenos Aires. Jak dolecę to z nim pogadam, wyjaśnię jak się sprawy mają i może pozwoli mi zostać chociażby kilka dni dłużej.
Ale czego się nie robi dla osoby która jest dla ciebie wszystkim ? Dla Luśki to bym nawet do Buenos Aires na nogach wrócił. Chociaż ciężko było by przejść na nogach przez ocean.
 Po dwóch godzinach nudzenia się na lotnisku, w końcu usłyszałem głos mówiący że zaraz odlatujemy. Udałem się do samolotu i już po chwili siedziałem na swoim siedzeniu. Cóż w BA powinienem być jakoś ok. 10-11 rano.

***
Wstałam wcześnie. Nie miałam ochoty by siedzieć w domu.
Wyjechał wczoraj wieczorem, a ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Wiedziałam że będę za nim tęsknić, ale nie wiedziałam że aż tak. Z resztą kłótnie z matką i Violettą wcale mi nie pomagają. Zamiast sobie to wszystko na spokojnie poukładać i być załamaną, ja jestem jeszcze gorsza niż byłam kiedyś.
Postanowiłam wyjść na spacer i przemyśleć sobie to wszystko. Szłam uliczkami parku. Wszędzie szczęśliwi,zakochani i radośni ludzie. Jak ja bym chciała być w końcu szczęśliwa. Usiadłam na ławce i schowałam twarz w dłoniach. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu i siada obok. Po chwili do moich nozdrzy dotarł zapach tych cudownych perfum. Uniosłam głowę i spojrzałam na osobę siedzącą obok mnie. Nie mogłam uwierzyć, to on to na prawdę on!
- Fede ?- wydusiłam nie pewnym głosem. Chłopak uśmiechnął się i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć już byłam w jego ramionach.
- Już wszystko wiem, przeczytałem twój list Lusiu- wyszeptał mi prosto do ucha. Rozpłakałam się jeszcze mocniej, brakowało mi tego jak do mnie mówił. Nikt inny nie używał tego zdrobnienia, było one zarezerwowane tylko i wyłącznie dla Federico. Brakowało mi tego.
- Jjaa przepraszam, powinnam powiedzieć ci to od razu- oderwałam się od chłopaka i spuściłam głowę. Po chwili poczułam jego dłoń na moim podbrudku tym samym zmuszona byłam by spojrzeć na niego.
- Nie masz mnie za co przepraszać, rozumiem- odpowiedział troskliwym tonem ciągle się uśmiechając.
- Fede, czemu się nie odzywałeś ?- musiałam o to zapytać. Musiałam to wiedzieć choćby nie wiem co.
- Ja się nie odzywałem ? Dzwoniłem do ciebie i pisałem codziennie. Kilka razy nawet wysyłałem ci listy, chociaż nie znałem dokładnego adresu. Próbowałem się do ciebie dodzwonić ale zawsze włączała się sekretarka, albo odbierała twoja matka i mówiła że nie ma cie w domu- zaraz zaraz moja matka ?
- Nie dostałam żadnego twojego listu, a moja matka nic mi nie mówiła że dzwoniłeś bądź pisałeś- nagle mnie olśniło- moja matka! Zrobiła to specjalnie, jestem pewna!- podniosłam się gwałtownie z ławki i ruszyłam przed siebie.
- Ej gdzie idziesz ?!- krzyczał za mną próbując mnie dogonić. W końcu mu się udało.
- Jak to gdzie ? Muszę pogadać z moja matką! To ona za tym wszystkim stoi! To ona oddzieliła mnie od ciebie to przez nią straciliśmy kontakt!- krzyczałam załamana. Nie mogłam się uspokoić. Na samą myśl że przez moją matkę mogłabym już nigdy nie spotkać Fede, mam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko.
- Spokojnie,może to nie tak jak myślisz ? Nie znałem twojego dokładnego adresu więc możliwe że to dlatego nie dostałaś listów. A jeśli chodzi o dzwonienie i SMSy to może twoja mama po prostu zapominała- próbował mnie jakoś uspokoić.
- Fede posłuchaj. Ja jestem w stu procentach pewna że to ona za tym stoi. Znam ją na tyle dobrze, że wiem już do czego jest zdolna- starałam się mówić jak najspokojniej potrafię, ale chyba nie najlepiej mi to wychodziło. Włoch westchnął.
- No dobrze. Chodź, pójdziemy do domu i na spokojnie wytłumaczymy to z Priscillą- odpowiedział z uśmiechem i już po chwili szliśmy razem do willi Castillo.
Nim się obejrzałam byliśmy na miejscu. Otworzyliśmy drzwi od domu i weszliśmy do środka.
- O Fede! A ty nie miałeś być we Włoszech ?- spytała z wymuszonym uśmiechem matka. Na co ja posłałam jej wściekłe spojrzenie.
- Oj już nie udawaj! Wszystko już wiem!- chciałam ją podpuścić by powiedziała jak było. Bo w głębi serca łudziłam się by moje podejrzenia w stosunku do niej okazały się nieprawdziwe.
- Nie rozumiem...- zaczęła poprawiać włosy. Czyli kłamie! Zawsze jak to robi to znaczy że kłamie.
- Jak mogłaś ?! Wiedziałaś że przyjaźń z Federico jest dla mnie bardzo ważna, nie mówiąc już o utrzymaniu z nim kontaktu! Jak mogłaś mi to zrobić ?! Jeszcze jak pytałam ciebie o niego, ty zawsze mi mówiłaś że nic nie wiesz i że powinnam o nim zapomnieć, tak jak on zapomniał o mnie!- puściły mi nerwy. Miałam ochotę udusić ją na miejscu. Walić fakt że to moja matka! Trudno, takie życie.
- Już nie przesadzaj! Nie mogłam przecież pozwolić byś zmarnowała sobie życie na takiego idiotę- wskazała na Fede- który tylko by przypominał ci o Włoszech, a tym samym o ojcu!
- Nie masz prawa tak o nim mówić! Słyszysz ?! Nie pozwalam ci! Mnie możesz wyzywać ile chcesz, ale Federico nie jest tu niczemu winien- musiałam bronić przyjaciela, tak jak to on zawsze bronił mnie.
- Jeszcze pożałujesz tych słów! Zobaczysz jeszcze będziesz przez niego cierpieć! Ale w tedy nie przychodź do mnie z płaczem!
- Nawet nie przyszło by mi to do głowy! A i jeszcze jedno. Masz mi oddać listy które Federico wysyłał przez te lata do MNIE- odrzekłam podkreślając przy tym ostatnie słowo.
- Chyba cie główka boli słońce jeśli myślisz że ci je dam- zaśmiała się i wyszła. Chciałam pobiec za nią, ale Federico mnie powstrzymał. Po moich policzkach już drugi raz dzisiaj spływały łzy. Włoch tylko mocno mnie do siebie przytulił.
- Ciii nie płacz już, Lusia proszę- otarł moje mokre policzki- proszę nie płacz już, bo jesteś na to zbyt piękna. O wiele bardziej wole kiedy się uśmiechasz- uśmiechnął się szeroko, na co ja tylko lekko się uśmiechnęłam. Włoch westchnął.
- Oj Lusia Lusia, no na początek dobry i taki uśmiech- znów mnie przytulił. W jego ramionach mogłabym przebywać do końca życia. Jest mi w nich tak dobrze.
- Dziękuję, dziękuję że jako jedyny przy mnie jesteś- powiedziałam wydostając się z jego silnych objęć.
- Od tego mnie w końcu masz- zaśmialiśmy się.

***
Obecnie razem z Lusią leżymy na łóżku w jej pokoju i wspominamy dawne czasy.
- Wiesz co- blondynka spojrzała na mnie poważnym wzrokiem- pamiętam jak jako dziewięciolatka ciągle mi mówiłaś że kiedyś przefarbujesz się potajemnie na blond. Mówiłaś że chcesz mieć takie włosy jak Barbie- zacząłem się śmiać na samo wspomnienie tych lat.
- Tak, a ty śmiałeś się ze mnie tak jak to robisz teraz. I mówiłeś że jak to zrobię to rodzice mnie wydziedziczą, więc zrezygnowałam. No ale widzisz jednak teraz jestem blondynką- zaśmiałam się nawijając przy tym kosmyk moich blond loków na palec.
- Szczerze to nigdy nie myślałem że ty z tym przefarbowaniem się mówiłaś serio. Myślałem że tylko chcesz mnie wkręcić. No a teraz muszę przyznać, że jako blondynka jest ci ślicznie- uśmiechnąłem się na widok rumieńców na jej ślicznej twarzyczce.
- Idę po sok, przynieść ci coś ?- spytałem podnosząc się do pozycji siedzącej i wstając z łóżka.
- Nie dziękuję- odpowiedziała ziewając przy tym. Uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem z pokoju blondynki prosto do kuchni. Gdy byłem już w pomieszczeniu, podszedłem do szafki gdzie znajdują się szklanki i wyjąłem jedną. Z lodówki wyciągnąłem sok pomarańczowy i nalałem do wyciągniętego wcześniej naczynia. Po czym wróciłem po schodach do pokoju Lusi. Zapukałem delikatnie w drzwi ale odpowiedziała mi cisza, więc wszedłem do środka. Zaśmiałem się. Widzę że ktoś tu był chyba zmęczony. Podszedłem do blondynki i przykryłem ją kocem by nie zmarzła. Pocałowałem ją delikatnie w czółko i wyszedłem z pokoju. Wróciłem do siebie. Na szczęście zdążyłem wcześniej zadzwonić do Germana i powiedzieć mu że jednak wracam.
Położyłem się na swoim łóżku i wziąłem z półki mojego czarnego I'Phona.
O fuck! Pięćdziesiąt nie odebranych połączeń i trzydzieści wiadomości. Wszystkie są od Marottiego!
Oj coś czuję że jutro w Studiu oberwie mi się i to porządnie. Może już powinienem szukać prawnika bądź od razu lekarza ?

***
Siedzę u siebie w pokoju i strasznie się nudzę. Camila musiała iść do lekarza, a Violetta ma szlaban. Jej ojciec zobaczył jak Leon podwiózł ją do domu na motorze. Zrobił jej podobno straszną awanturę i wykład na temat tego ile się teraz słyszy o wypadkach motocyklowych. No i skończyło się tym że Viola ma szlaban do końca tygodnia. Więc podsumowując nie mam z kim iść na zakupy. No a z Diego raczej nie pójdę. A właśnie Diego! Miał dzisiaj rozmawiać z tymi gośćmi z Y-mixu z Hiszpanii. Obiecał do mnie zadzwonić po spotkaniu, a nie dzwonił jeszcze. A od spotkania minęły trzy godziny! Zaczynam się martwić, a co jak wyjechał wcześniej ? I się ze mną nie pożegnał ?! Już ja sobie z nim porozmawiam! Nagle po całym domu można było usłyszeć dźwięk dzwonka do drzwi.
- Ja otworzę Luca!- krzyczę do brata, który i tak pewnie mnie nie słyszy. Zbiegłam szybko po schodach potykając się przy tym oczywiście o schody. Po chwili jednak znajdowałam się pod drzwiami.
- Fran ? Wszystko dobrze słyszałem jakiś hałas- odrzekł Diego wchodząc do pomieszczenia, wcześniej całując mnie w policzek na przywitanie.
- Wszystko w porządku, po prostu okazało się że mamy więcej schodów niż myślałam. A po za tym jak spotkanie ? Długo jeszcze zostajesz w Buenos ? Ile nam zostało czasu wolnego ?- zasypywałam go stoma pytaniami na raz, na co Hiszpan się zaśmiał.
- Zrezygnowałem- odpowiedział poważnym, ściszonym głosem. Jednak na tyle głośnym by udało mi się go zrozumieć. Byłam w szoku.
- Ale jak to zrezygnowałeś ? Co z twoją karierą ?- spytałam smutnym głosem.
- Kariera nie jest najważniejsza, będą jeszcze inne okazje. Po za tym teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Wznowienie Art Rebel, problemy z moim ojcem i przede wszystkich najwspanialszą dziewczynę na świecie. Miałbym to tak wszystko zostawić ?- spytał a ja poczułam że się rumienie.
- Dziękuję, ale i tak nie wiem czy dobrze zrobiłeś. Nie chcę stawać na drodze do twojej kariery.
- I nie stoisz. To była w stu procentach moja decyzja, której nie żałuję. Żałowałbym gdybym wyjechał i cię tu zostawił- odpowiedział i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Mam najlepszego chłopaka na świecie.

******************************************************
No witam, witam Państwa xD
Wtf ?? Państwa ? Jprdl hahahaha :D
Chyba mi gorzej xD
No więc tym razem przychodzę do Was z nowym rozdziałem.
Macie perspektywę Lu, Fran i dwa razy Fede.
Mam nadzieję że się podoba :)
Za cztery dni będzie pewien ważny dzień wie ktoś może o co mi chodzi ?
Do następnego <3

Kocham, Tini :*

niedziela, 19 lipca 2015

001 One Shot ~ Fedemila cz. II

,, Czasem sława i pieniądze przysłaniają nam oczy i zapominamy o najważniejszych dla nas osobach,,

Czytałam jeszcze chyba ze sto razy nagłówek gazety. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Wyjechał, zapomniał, a teraz raczył wrócić ? Wybaczyłabym mu gdyby raczył do mnie zadzwonić i mnie o tym powiadomić, ale nie! No bo przecież wielka gwiazda pan Pasquarelli nie jest na tyle inteligentny by skontaktować się i poinformować o swoim powrocie przyjaciół czy byłą dziewczynę! Spojrzałam na Violettę i Leona.
- Od kiedy o tym wiecie ?- spytałam oschle.
- Kiedy wracałam od ciebie do domu to przechodziłam obok kiosku, nie trudno było nie zauważyć tej gazety. Pomyślałam że powinnaś o tym wiedzieć- odpowiedziała mi Viola. Ja tylko wstałam i przytuliłam się do szatynki, po czym zaczęłam głośno płakać.
- To ja was może zostawię- szatynka kiwnęła głową na tak, na co Meksykanin wyszedł z domu.
Płakałam jak jeszcze nigdy wcześniej. Wolałam być daleko od niego i nie wiedzieć gdzie teraz jest, niż być daleko od niego i wiedzieć gdzie jest. Tak bardzo chciałabym by był teraz przy mnie, przytulił, pocałował i powiedział że będzie dobrze. Ale nie mogę, nie mogę mu wybaczyć nawet jakby przyszedł i błagał mnie na kolanach, nie mogę. Zbyt dużo kosztował mnie jego wyjazd. Cięcie się, alkohol, narkotyki, depresja, odwyk, terapia. Za dużo tego jak na mnie.
- Wiem że to dla ciebie trudne Lu, ale kiedy go nagle olśni by się z tobą skontaktować musisz pokazać mu co stracił. Nie daj mu tej satysfakcji, niech teraz on pocierpi. Pokaż mu że jesteś silna i że wcale cie nie ruszyło gdy o tobie zapomniał. Pamiętaj jesteś świetną dziewczyną, a on jest debilem który teraz będzie żałował tego co zrobił- skończyła swój monolog. Wiem że Violetta ma racje, ale to nie jest takie proste. Mój mózg już dawno pogodził się z jego odejściem, ale nie serce. Boję się tylko tego że jak go znów zobaczę to nie powstrzymam serca i wszystko mu tak po prostu wybaczę. A tego nie chcę. To znaczy, nie do końca. Chcę tego ale jednocześnie tego nie chcę. To skomplikowane!
- Dziękuję, dziękuję że jesteś przy mnie ty jak i za równo Leon. Dziękuję że nie zostawiliście mnie tak jak to zrobił Federico- ledwo jego imię przeszło mi przez gardło. Szatynka lekko się uśmiechnęła.
- Ej Lu może zostać u ciebie na noc ?- spytała z troską w głosie.
- Nie, nie trzeba. Idź do domu, Leon będzie się martwić- odpowiedziałam.
- No dobrze, zadzwoń do mnie jutro. Buziaki- cmoknęła mnie na pożegnanie i wyszła.
Nie mogę w to uwierzyć. Wiedziałam że prędzej czy później wróci, ale w tym momencie wolałabym później. Rzuciłam się na kanapę, nie chciało mi się iść na górę do sypialni, przebierać się. Gdy się położyłam, od razu zasnęłam.

*następny dzień

Siedzę teraz w pracy i pracuję nad najnowszą kolekcją. Męczę się nad nią od dobrych kilku tygodni, ale nie potrafię jej dokończyć. Mam zaledwie trzy sukienki, dwie bluzki i jedną marynarkę. To zdecydowanie za mało jak na pokaz mody, który ma być wielkim widowiskiem i wielką szansą dla mnie by zaistnieć w świecie mody. Chociaż teraz nie mogę narzekać na brak klientów, wiele razy też zdarzało mi się być na okładkach magazynów modowych, czy projektować dla wielkich sław. Ale jednak to będzie największe wydarzenie w świecie mody, będą tam wszyscy którzy chociaż odrobinę liczą się w show biznesie modowym..
Odeszłam od biurka i podeszłam do lustra. Miałam na sobie czarną sukienkę za kolano, z rękawami trzy czwarte i dużym wycięciem na plecach. Ramiona sukienki zdobiły srebrne diamenciki. Na nogach czerwone szpilki. Makijaż nie zmienił się u mnie od czasów Studio- e-liner, maskara, podkład i czerwona szminka. Moje blond loki opadały mi swobodnie na ramiona. Na rękach miałam kilka srebrnych bransoletek w kształcie koła, a na uszach małe srebrne cyrkonie.
Usłyszałam dźwięk dzwoneczków, oznaczający że ktoś właśnie wszedł do mojego Domu Mody. Byłam pewna że to Violetta, albo Francesca, ostatecznie Naty bądź Cami. Wszystkie czują się tutaj jak u siebie w domu, więc nie muszę się zbytnio śpieszyć. Zamknęłam swój notes z projektami i schowałam w moim małym sejfie. Wiem może przesadzam, ale konkurencja nie śpi. A niektórzy są nie obliczalni jeśli chodzi o zdobycie sławy i pieniędzy. Poprawiłam usta czerwoną szminką i pomału zmierzałam w kierunku schodów prowadzących na dół. Zeszłam po schodach na dół.
- Hej Vils, jesteś tu ?- zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu i wołać szatynkę. Dziwne...
Nagle usłyszałam czyjeś kroki, nim jednak zdążyłam się obrócić w stronę tego kogoś, usłyszałam najpierw jego głos.
- Witaj Lu...- ten głos. O nie, to on! Odwróciłam się pomału, po chwili stałam już na przeciwko niego. Stał tuż przede mną, byliśmy tak blisko, a jednocześnie tak daleko od siebie. Miał na sobie dżinsy, białą koszulę, czarne konwersy i kamizelkę w tym samym kolorze. Po kroju marynarki mogłam spokojnie poznać że to...mój projekt. Nie zmienił się prawie wcale. Ten sam styl ubierania się, ta sama idealnie ułożona grzywka, te same czekoladowe tęczówki i takie same aksamitne usta jak kiedyś. Zmienił się tylko tym że jest wyższy i jeszcze bardziej umięśniony. Widać że dużo czasu spędza na siłowni.
Patrzyłam na niego, nie mogąc patrzeć na nic innego. Jezu Pasquarelli kusisz...Czy ja to powiedziałam ?
- To moja marynarka ?- tylko tyle udało mi się wydusić. Chociaż doskonale znałam odpowiedź na to pytanie, zadałam je. Włoch lekko się uśmiechnął.
- Tak. Praktycznie wszystkie moje ciuchy są z twoich kolekcji. Zawsze wiedziałem że jeśli chodzi o modę nie masz sobie równych. A twoja własna marka ubrań, była tylko kwestią czasu- nie powiem miło było mi to usłyszeć z jego ust. Opanuj się Ferro! Nie daj sobie wejść na głowę!
- Czego ty tu w ogóle chcesz ?!- odpowiedziałam ze złością w głosie. Federico spojrzał na mnie smutnym spojrzeniem (?).
- Wiedziałem że nie będzie to łatwa rozmowa...- westchnął, a mi puściły nerwy. Muszę mu w końcu wygarnąć.
- Wiesz co ? Lepiej nic nie mów! Obiecałeś mi coś przed wyjazdem! Pamiętasz jeszcze ?! Na pewno nie! Nawet nie wyobrażasz sobie co ja czułam! Nie miałeś odwagi nawet by ze mną zerwać, powiedzieć że już mnie nie kochasz! Wiesz co ja przeżywałam ?! Cięłam się, ćpałam i upijałam się do nieprzytomności! Nie raz trafiłam do szpitala w tragicznym stanie, bo albo próbowałam popełnić samobójstwo albo przedawkowywałam. Skończyło się na szczęście tylko na odwyku. Federico ja popadłam w depresję! A ty miałeś to w dupie! Miałeś gdzieś co się ze mną dzieję i czy w ogóle żyję! A teraz wielka gwiazda wraca i myślisz że co ja zrobię ?! Rzucę ci się na szyję i zapomnę o tym co mi zrobiłeś ?! Jeśli tak, to się pomyliłeś! Wyjdź stąd! Słyszysz Federico ?! Wyjdź, nie chcę cię widzieć!- krzyczałam na cały budynek, nie zdziwiłabym się jakby ludzie z ulicy by mnie słyszeli. Włoch posłał mi smutne, zawiedzione spojrzenie.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że byłem debilem i nadal cię kocham. Ale rozumiem że nie chcesz mnie teraz widzieć. Trzymaj moją wizytówkę, jak będziesz miała ochotę to się odezwij- odrzekł podając mi kawałek papieru po czym wyszedł.  Spojrzałam na kawałek papieru na którym widniał numer telefonu, imię i nazwisko chłopaka. Ale zaraz zaraz, czy on powiedział że nadal mnie kocha ? Nie nie mogę mu ulec! Nie mogę! Ale pomimo tego co mu powiedziałam, nie czuję ulgi. Wręcz przeciwnie. Czuję się paskudnie, że tak go potraktowałam. Wiem że on był w stosunku do mnie jeszcze gorszy, ale i tak jest mi źle.

* Po tym jak blondynka wyrzuciła mnie ze swojego Domu Mody długo chodziłem po uliczkach Buenos Aires. Chciałem jeszcze zajść do Studia i powspominać dawne czasy, ale niestety. Dopadły mnie fanki i nic z tego nie wyszło. Czasem mam już dosyć sławy. No bo co z tego że jestem sławny, skoro nie ma przy mnie najważniejszej dla mnie osoby w życiu ? Jakim ja byłem debilem, nie nie debilem. Byłem tchórzem, najzwyklejszym tchórzem! Wiele razy chciałem do niej zadzwonić, wytłumaczyć, przeprosić, ale nigdy nie miałem na tyle odwagi by to zrobić. Bałem się, do jasnej cholery! Po prostu się bałem. Nie wiem czego! Ale się bałem.
Wiem że na pewno się nie poddam. Jeszcze odzyskam jej zaufanie. Zrobię wszystko by mi wybaczyła. Bym znów mógł zobaczyć jej piękny uśmiech, radosne bursztynowe oczy i by znów ją przytulić, poczuć smak tych jej słodkich usteczek. Boże jak ja za nią tęsknie...
Przechodziłem akurat jakąś nie znaną mi ulicą. Widać że jest nowa i że mieszkają tutaj nieźle bogaci ludzie, bądź gwiazdy. Kiedy przechodziłem obok jednego z domów, coś rzuciło mi się w oczy. Mianowicie skrzynka pocztowa na której widniało nazwisko Verdas. 
Nie mogę w to uwierzyć, właśnie stoję przed domem mojego najlepszego przyjaciela, albo raczej brata. Mimo że nie byliśmy spokrewnieni, zawsze zachowywaliśmy się jak bracia. Nie wiem czy on nadal tak myśli o mnie, ale ja na pewno wciąż uważam go za mojego brata.
Podszedłem do drzwi domu, ba! Willi. No nieźle się urządziłeś Verdas, nie powiem, na bogato.
Po chwili zastanowienia zapukałem do drzwi. Usłyszałem stukot obcasów. Zaraz, zaraz przecież Verdas nie nosi szpilek. No chyba nie powie mi że on nadal mieszka z mamą! Usłyszałem dźwięk otwierania zamka, po chwili w drzwiach ujrzałem dziewczynę. Nie za wysoka, ciemne oczy, opalona skóra i kasztanowe fale do ramion z jasnymi końcówkami. Nie wieżę. Violetta ? Wiedziałem że Verdas czuję coś więcej do szatynki, ale nie wiedziałem że będą razem! Ba! Że zostaną małżeństwem! Tego to już się wcale nie spodziewałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie, a kubek który trzymała w ręce wypadł jej, powodując że z naczynia zostały już tylko szczątki szkła.
- Cześć...- postanowiłem przerwać tę niezręczną ciszę.
- Cześć, wejdź...- wpuściła mnie do środka- Leon kochanie mamy gościa!- krzyknęła szatynka.
- Kogo sprowadza o tej porze ?- usłyszałem głos Meksykanina schodzącego po schodach.
- Sam zobacz- westchnęła Violetta, a spojrzenie szatyna utkwiło na mnie.
- Co ty tu robisz ?!- krzyknął podchodząc do mnie.
- Postanowiłem wrócić- odpowiedziałem ściszonym głosem, na co ten prychnął śmiechem.
- Łaskawie raczyłeś sobie przypomnieć że masz przyjaciół ? Że masz tu dziewczynę której na tobie strasznie zależy i o mało nie trafiła na cmentarz z twojego powodu ?!- był już mocno wkurwiony. Szczerze ? Nie dziwie mu się. Violetta wyszła do kuchni, zostawiając nas samych.
- Byłem u niej...- odrzekłem, na co Meksykanin znów się zaśmiał.
- I jak ? Wpadła ci w ramiona ? Jesteście razem ?- mówił a sarkazm można było wyczuć na kilometr.
- Nie i nie. Nawrzeszczała na mnie, wytknęła wszystkie błędy, a na koniec wywaliła na zbity pysk- odpowiedziałem przyjacielowi ? znajomemu ? Nie wiem jak mam teraz nazwać naszą relację.
- Nie dziwie jej się ani trochę- odpowiedział siadając na kanapie, dając mi też przy tym znak bym usiadł obok.
- No dobra, czasu nie cofniemy. Powiedz mi co u ciebie ?- nagle zmienił temat nie wiem czemu.
- Źle, masakrycznie, do dupy, wszystko zjebałem. Brakuję mi jej i to strasznie- powiedziałem załamany.
- A co z tym zamierzasz zrobić ?
- Nie wiem. Ale na pewno będę o nią walczyć. Przyjechałem tutaj by ją odzyskać i nie wyjadę puki ona mi nie wybaczy- odpowiedziałem pewnym tonem.
- Widzę że jednak nie straciłeś jeszcze całego rozumu- uśmiechnął się- a jeśli chodzi o naszą przyjaźń. To jak dla mnie możemy spróbować- odrzekł, a mi od razu polepszył się humor. Uścisnąłem przyjaciela, no wiecie tak po męsku.
- Leon, kiedy byłem u niej...Ludmila wspominała coś o depresji, terapii i odwyku- nie mogłem w to uwierzyć. Moja mała Lusia miałaby aż tak się stoczyć ? Chociaż jeśli tak było to to jest tylko i wyłącznie moja wina. Mój przyjaciel westchnął.
- Tak to prawda...Niestety, ale prawda. To trudny temat dla niej samej, mi też z resztą trudno jest o tym mówić i uważam że to ona powinna ci to wyjaśnić. Nie ja.
- Ale Leon, ona mi tego nie powie i oboje dobrze o tym wiemy. Jest na mnie wściekła, a ja się martwię i chciałbym wiedzieć co się z nią działo gdy mnie nie było- usłyszałem ponowny stukot obcasów. Ale tym razem brzmiał on inaczej (?). Sądząc po przerażonej minie Verdasa, nie mogła to być Violetta. Odwróciłem się, a moim oczom ukazała się moja Księżniczka. Od razu uśmiech pojawił się na mojej twarzy, czego niestety nie mogę powiedzieć o blondynce. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to jak ona pociągająco wygląda w tej sukience...
- Zostawisz nas samych ?- spytała Leona swoim melodyjnym głosem. Verdas kiwnął lekko głową na tak i wyszedł z pomieszczenia. Zostawiając mnie sam na sam z Ludmilą. Mam nadzieję że nie trzymają tu nigdzie broni, bo czuję że nie wyjdę stąd cały...

****************************************************************
No witam, witam ;*
Tak o to prezentuję się druga część OSa !!
No i mamy powrót Federico. Jak myślicie Lu szybko mu wybaczy ?
Zdecydowałam że części tego One Shota będzie cztery, przynajmniej tak zamierzam.
Następny w kolejce jest rozdział, którego już część mam xD
Więc można się go za niedługo spodziewać xD
A i mam do Was pytanie. Czy jedzie ktoś na Violetta Live w Krakowie 26 sierpnia i chciałby się spotkać ?Piszczcie w komentarzach miejsca, moje to : Rząd 2, miejsca 3-4, Płyta - Sektor PA1
No i oczywiście zapraszam do głosowania w ankiecie <3 (No wiem, takie trudne te pytanie xD)
Do następnego ;*

Kocham, Tini :*

czwartek, 16 lipca 2015

 001 One Shot ~ Fedemila cz. I

,,Czasem sława i pieniądze przysłaniają nam oczy i zapominamy o najważniejszych dla nas osobach,,


,, - Obiecujesz że nawet jak wyjedziesz to nigdy o mnie nie zapomnisz ?- spytała ze łzami w oczach, nieśmiałym głosem blondynka, wciąż wpatrując się w te jego czekoladowe tęczówki.

- Jak śmiałbym zapomnieć o mojej Księżniczce ? Lu jest dla mnie wszystkim, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i kilometry nigdy tego nie zmienią. Obiecuję, nigdy o tobie nie zapomnę- odpowiedział jej pewnym głosem. Było słychać w tonie jego głosu miłość którą darzył drobną blondynkę. Na pożegnanie pocałował ją delikatnie, a zarazem czule w usta. Jeden mały pocałunek, a przekazali w nim całą swoją miłość i pożądanie. Gdy oderwali się od siebie, Włoch spojrzał tylko ostatni raz w te jej śliczne bursztynowe oczy i wsiadł do taksówki. Machając jej przez szybę samochodu. 

Ludmila stała jeszcze chwilę w drzwiach. Jeszcze przed chwilą był tu razem z nią, stał na przeciwko niej, mogła poczuć ten piękny zapach jego drogich perfum, posmakować jego aksamitnych ust. A teraz ? Teraz została sama, zupełnie jak kiedyś...,,

Pamiętam ten dzień jakby był on wczoraj, a tak na prawdę od tego wydarzenia minęło już sześć lat.   
Miał wyjechać na maksymalnie dwa lata, ale okazało się że płyta którą wydał tak dobrze się sprzedała, że producent postanowił zorganizować trasę. Jak wrócił do Włoch stał się prawdziwą gwiazdą, a to oznaczało kolejną płytę, koncerty, wywiady, fani...
Na początku do mnie dzwonił i pisał całymi dniami. Po jakimś roku przestał się odzywać, olał mnie i to co do niego czułam. Zapomniał nie tylko o mnie, ale też o przyjaciołach, rodzinie, Studiu, Buenos Aires. Najbardziej boli mnie fakt że kiedyś muzyka sprawiała mu radość, widać było że jest dla niego wszystkim, a teraz jest jego rutyną. Rzeczą którą robi codziennie i zamiast cieszyć się spełnionym marzeniem ze mną i naszymi przyjaciółmi, woli przebywać na imprezach w gronie największych gwiazd Europy. Ktoś mógłby powiedzieć że jestem egoistką. No bo co chłopak spełnił marzenie, jest sławny, szczęśliwy, a ja mówię tylko o sobie i o tym jaką mi krzywdę wyrządził i o wszystko się czepiam. Tak na prawdę to wszystko co wiem o jego dotychczasowym życiu, wiem nie od niego tylko z gazet i z tych okropnych plotkarskich magazynów,portali. Nawet nie miał odwagi by powiedzieć mi że to koniec, że już mnie nie kocha. Robił mi codziennie nadzieję że wróci, że jeszcze kiedyś go zobaczę, przytulę, pocałuję,że będziemy razem szczęśliwi do końca życia. Ale nie. On musiał podpisać ten cholerny kontrakt, zostać gwiazdą i zupełnie odciąć się od wcześniejszego życia.
Wiele razy próbowałam o nim zapomnieć. Wykorzystałam chyba wszystkie możliwe sposoby wyleczenia się z miłości do niego. Od zakupów z dziewczynami, po przez spotykanie się z innymi chłopakami, po przepłakiwaniu całych dni i nocy. Próbowałam zapomnieć po przez żyletki i alkohol, ale to zamiast pomóc spowodowało,że wylądowałam w szpitalu, a później na wydziale odwykowym.
 Ale koniec wspominania przeszłości. Obecnie jestem 22 letnią singielką, projektantką i tancerką.
Nadal kocham śpiewać i robię to w każdej wolnej chwili, ale taniec i moda zawsze były moją największą pasją.
Mam swój własny Dom Mody w centrum Buenos Aires, a niedaleko znajduję się moja willa. Nie mogę też narzekać na brak pieniędzy, ale to nie oznacza że się wywyższam tak jak kiedyś za czasów Studia. A właśnie pewnie się zastanawiacie co z resztą naszej paczki ? Spokojnie, wszyscy żyją. Mieszkamy na tym samym osiedlu, jesteśmy nie rozłączni. Najlepiej jednak dogaduję się z Violettą. Tak, z tą Violettą. Violettą Castillo, poprawka Verdas, moim odwiecznym wrogiem. Życie jednak lubi zaskakiwać. Teraz jesteśmy jak siostry.
 Obecnie siedzę w mojej pracowni projektanckiej i próbuję coś zaprojektować. Lubię moją pracownię. Urządziłam ją sama, w takim włoskim stylu. Mimo że osoba o której nie chcę wspominać jest z Włoch, to nie znaczy że ja mam znienawidzić ten piękny kraj w którym jestem zakochana.
Po całym budynku po chwili można było usłyszeć dźwięk dzwoneczków, oznaczających że ktoś właśnie wszedł do środka. Wstałam szybko od maszyny do szycia, poprawiłam moje blond loki i czarno białą sukienkę w pasy, po czym zeszłam w ekspresowym tempie na dół, gdzie zastałam moją przyjaciółkę.
- Hej Luśka- przywitała się ze mną buziakiem w policzek, tutaj w Buenos Aires wszyscy się tak witają. Nawet nieznajomi ludzie.
- Cześć Vils, co cie do mnie sprowadza ? Nowa sukienka ?- posłałam szatynce porozumiewawcze spojrzenie, na co ta uśmiechnęła się i żywo pokręciła głową. Podeszłam  do wieszaków na których wisiały sukienki o różnych krojach i zdjęłam jedną ze złotego wieszaka i podałam dziewczynie.
- Jest śliczna, idę ją przymierzyć- zabrała ode mnie sukienkę i skocznym krokiem powędrowała do przymierzalni. Po dziesięciu minutach wyszła z małego pomieszczenia i podeszła do wielkiego lustra.
- Wyglądasz ślicznie Viola i nie mówię tego bo to mój projekt- zaśmiałam się, przyglądając się uważnie szatynce. Na prawdę wyglądała ślicznie w tej białej, koronkowej sukience za kolano,a małe cyrkonie na sukience tylko dodawały jej uroku. Tą sukienkę zaprojektowałam specjalnie z myślą o przyjaciółce. Wiedziałam że jej się spodoba, w końcu jest ona w jej stylu.
- Masz rację ta sukienka będzie idealna na rocznicę mojego ślubu z Leonem- odpowiedziała obkręcając się dookoła własnej osi. Zaśmiałam się pod nosem.
- Dobra Lusia ja spadam bo mam jeszcze coś do załatwienia, wpadniemy do ciebie z Leonem wieczorem- cmoknęła mnie w policzek i po chwili już jej tutaj nie było.
Szczerze to czasem jej trochę zazdroszczę. Jest szczęśliwą mężatką, podczas gdy ja nie mam nawet chłopaka. Ale po tym jak on mnie zostawił, nie potrafię zakochać się w kimś innym. Chyba już do końca mojego marnego życia będę samotną panną, która wciąż nie może zapomnieć o swoim byłym, który teraz bawi się w najlepsze w jakimś klubie. Dobra koniec użalania się nad sobą, trzeba wrócić od roboty w końcu nowa kolekcja sama się nie zaprojektuję.

*wieczorem

Wchodzę do domu, rzucam kluczyki na półkę w przedpokoju i zostawiam także w tym pomieszczeniu moje wysokie czarne koturny. Po czym rzucam się na ogromny, biały wypoczynek stojący w salonie. Czasem mam wrażenie że się wykończę. Lubię moją pracę, ale momentami mam już tego dosyć. Przewracam się na prawy bok sprawiając tym że moje spojrzenie kieruję się na biały regał. Moje oczy oczywiście musiały utkwić spojrzenie na tym zdjęciu. Mimo że Federico wyjechał już bardzo dawno temu, to na półce gdzie znajdują się zdjęcia całej naszej paczki jeszcze za czasów Studia, nie mogło też zabraknąć mojego zdjęcia z Federico. Byłam przy nim taka szczęśliwa.

 ,, - Wiesz że kocham cię najmocniej na świecie ?- pyta nie spuszczając wzroku z pięknej blondynki, na co ta lekko się rumieni - kocham jak się rumienisz Księżniczko- mówi całując ją delikatnie w usta.

- Ja ciebie też Federico- odpowiada pewnym, lecz cichym głosem. Patrzy mu w oczy i widzi miłość. Na jego twarzy gości piękny, szeroki uśmiech. Pokazując przy tym rząd jego białych jak perły zębów. Jego grzywka jak zwykle idealnie ułożona na żel, aż sama się prosi by ją lekko popsuć. W końcu blondynka nie może się powstrzymać i swoją malutką rączką mierzwi jego piękne włosy, psując przy tym idealnie ułożoną grzywkę. Uwielbiała to robić. 

- Ojj teraz przesadziłaś Skarbie- odrzekł i zaczął zbliżać się do blondynki, po czym zaczął ją gilgotać. Wiedział że ma ogromne łaskotki więc postanowił to teraz wykorzystać. Leżała na nim a on wciąż nie przestawał jej łaskotać. W końcu jednak przestał i wykorzystując dzielącą ich odległość, szybko ograniczył ją do zera, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku.,,

Poczułam łzy gromadzące mi się pod powiekami na samą myśl o Włochu mam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Mimo że było to tak dawno, ja wciąż nie mogę się pogodzić z jego wyjazdem. Ale nie wiem czy umiałabym mu to wszystko wybaczyć, za dużo przez niego wycierpiałam.
Z moich przemyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Zwlekłam się niechętnie  z kanapy. 
- No już idę idę! Pali się czy co ?!- marudziłam pod nosem. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. W drzwiach zastałam Violettę i Leona trzymających się za ręce.
- To tak witasz się z najlepszymi przyjaciółmi Ferro ?- zaśmiał się Verdas. Odkąd się przyjaźnimy zawsze lubimy sobie po docinać. To już taka nasza tradycja. Uśmiechnęłam się lekko.
- Sorki, to był na prawdę długi i trudny dzień. Wchodźcie- otworzyłam szerzej drzwi wpuszczając przy tym przyjaciół do środka.
- Chcecie coś do picia ?- spytałam zmierzając w kierunku kuchni.
- Nie dziękujemy, my tylko na chwilę. Musimy porozmawiać- odpowiedziała mi szatynka z wymuszonym uśmiechem. Coś się stało! Violetta nie potrafi kłamać. Nawet jeśli chodzi o zwykły uśmiech.
Poszłam do kuchni, nalałam sobie szklankę wody gazowanej i wróciłam do przyjaciół siedzących na kanapie w salonie.
- No więc o co chodzi ?- spytałam siadając na fotelu, na przeciwko przyjaciół. Ci posłali sobie przerażone spojrzenia. Zaczynam się bać...
- Ty jej powiesz ?- spytał Leon na co szatynka kiwnęła niepewnie głową na tak.
- Powiecie mi o co chodzi ?- spytałam już mocno przerażona. Coś musi być na rzeczy, że przychodzą do mnie tak późno a w dodatku są tacy przerażeni. Violetta zaczęła czegoś szukać w torebce, po chwili wyjęła z niej gazetę.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć, lepiej sama zobacz- powiedziała podając mi do ręki gazetę.
Spojrzałam na okładkę. Nie mogłam w to uwierzyć, ze zdziwienia aż wyplułam wodę którą akurat piłam. Jeszcze raz spojrzałam na okładkę i przeczytałam ponownie nagłówek.

,, Największa gwiazda Europy wraca do Ameryki! Federico Pasquarelli ogłosił że postanowił wrócić na dłuższy czas do Buenos Aires!,,

 ***************************************************************************
Hej hej!!!!!!
Znowu mnie wzięła wena, ale tym razem zamiast na rozdział, wzięło mnie na OSa xD
I jak podoba się ? Co myślicie ?
Mi szczerze mówiąc podoba się. Nie wyszedł mi tak źle jak myślałam.
One Shot będzie się składał najprawdopodobniej z dwóch, maks trzech części.
Kolejną opublikuję, znając mnie niebawem :D

Dobra kończę :*
 Kocham, Tini <3



wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział VIII

***
Kiedy Lu wybiegła z sali postanowiłem pobiec za nią. Później podejdę do Pablo i mu wszystko wyjaśnię, teraz najważniejsza jest Ludmila. Ciekawi mnie jej reakcja na to że wyjeżdżam. Biegłem za nią aż do domu. Na szczęście zawsze byłem najlepszy z wf i nie miałem problemu z biegnięciem za nią. Wbiegła do domu, do swojego pokoju. Jak najciszej się dało poszedłem za nią.
Podszedłem pod drzwi od jej pokoju i lekko je uchyliłem. Dostrzegłem zapłakaną blondynkę na podłodze, a w ręce trzymała...O cholera! Ona chcę się zabić! Szybko podbiegam do załamanej dziewczyny i zabrałem jej narzędzie z ręki po czym usiadłem obok niej.
- Lu...- nie zdążyłem dokończyć, dziewczyna rzuciła mi się na szyję, głośno przy tym płacząc. Głaskałem ją delikatnie po włosach próbując jakoś uspokoić, ale na marne. Po jakiś dziesięciu minutach blondynka oderwała się ode mnie i spojrzała mi w oczy.
- Dziękuję- wydukała ocierając łzy.
- Ludmila czemu uciekłaś z zajęć i czemu próbowałaś się zabić ?- musiałem ją o to spytać. Dziewczyna znów się rozpłakała. Szybko przytuliłem ją z powrotem.
- Przepraszam, jeśli nie chcesz to nie mów- blondynka znów się ode mnie oderwała i spojrzała w oczy. Mam wrażenie że już kiedyś widziałem te brązowe oczy.  Ludmila przełknęła głośno ślinę i zagryzła wargę. Wzięła głęboki oddech, po czym wypuściła powietrze.
- Federico jaa już tak dłużej nie mogę- odparła.
- Wybacz ale nie za bardzo rozumiem- posłałem jej pytające spojrzenie.
- Już jakiś czas temu chciałam ci o tym powiedzieć, bo widzisz ja jestem...- i kiedy miała dokończyć do pomieszczenia weszła Priscilla. Gdy nas zobaczyła, miałem wrażenie że wybuchnie. Szybko wstałem z podłogi i pomogłem wstać blondynce.
- Co wy tu do cholery robicie ? Nie powinniście być przypadkiem na zajęciach ?!- krzyczała kobieta.
- Wiem mamo ale...- odpowiedziała cicho blondynka.
- Żadnych ale! To ja tu haruję a ty tak mi się odwdzięczasz ?! Chodząc na wagary, nie słuchając mnie, pyszcząc i robiąc co ci się żywnie podoba!- była jeszcze bardziej wściekła. Spojrzałem na Ludmile, widać było że powstrzymuje łzy.
- Ale przecież nie stało się nic złego, Ludmila źle się poczuła więc postanowiliśmy na chwile wrócić, właśnie mieliśmy wychodzić. Spokojnie Priscilla- próbowałem ją jakoś uspokoić. Ta posłała mi wrogie spojrzenie.
- Jak śmiesz się wtrącać gówniarzu?! I jeszcze mnie pouczać!- chyba coś mi nie wyszło.
- Mamo proszę cię...- powiedziała cicho Ludmila.
- Ty już się lepiej nie odzywaj smarkulo! Porozmawiamy później, radzę wam teraz iść do Studio!- rzekła i wyszła z pokoju trzaskając przy tym drzwiami.
Ludmila usiadła na łóżku i ponownie się rozpłakała. Usiadłem obok i przytuliłem do siebie blondynkę, tym samym pozwalając jej się wypłakać w moją koszulę.
- Lu cichutko, wszystko będzie dobrze. Słyszysz ? Tylko już nie płacz i uśmiechnij się, proszę- blondynka oderwała się ode mnie i już chyba z dziesiąty raz tego dnia spojrzała mi w oczy.
- Nic nie będzie dobrze! Nie do puki tak to będzie wyglądać!- zaczęła płakać i krzyczeć jednocześnie.
- Ludmila o co chodzi, powiesz mi ?- złapałem ją za łokcie i spojrzałem w oczy. Widziałem że walczy sama ze sobą nad tym czy mi o czymś powiedzieć, czy nie.
- Ludmi nie chcę naciskać, będziesz chciała to sama do mnie przyjdziesz i mi powiesz, dobrze ?- spytałem w miarę troskliwym tonem. Ludmila spojrzała na mnie, pokiwała przecząco głową, znów się rozpłakała i wybiegła z pokoju. Chciałem pobiec za nią ale wiem że to nie miało by sensu, bo i tak nie powie mi o co chodzi.

***
Znowu się poddałam! Stchórzyłam! Byłam tak blisko powiedzenia mu całej prawdy! Miałam dwie okazje i obie zmarnowałam! A najgorsze jest to że on za godzinę wyjeżdża do Włoch i nie wiadomo kiedy znów go zobaczę. Postanowiłam jednak postawić wszystko na jedną kartę. Skoro nie mogę powiedzieć mu całej prawdy osobiście, to napisałam mu to wszystko w liście.
Właśnie siedzimy wszyscy w salonie i żegnamy się z Fede.
- Zadzwoń do nas jak tylko dolecisz!- mówiła po części szczęśliwa, po części smutna wyjazdem Włocha, Violetta.
- Obiecuję- odpowiedział brunet i przytulił się z szatynką. Jak ja chciałabym być na jej miejscu i móc z nim tak po prostu porozmawiać o wszystkim tak szczerze.
Włoch pożegnał się jeszcze z Angie, Germanem,Ramallo, Olgą i moją matką. Przyszedł czas na mnie.
- Czyli jednak wyjeżdżasz...-nie wiedziałam jak zacząć tą rozmowę.
- Niestety... Uwierz mi że sto razy bardziej wolałbym zostać tu z tobą- odrzekł. Zatkało mnie. Czy on na prawdę powiedział to co myślę ?
- Federico mam do ciebie prośbę- raz kozie śmierć. Podałam Włochowi kopertę którą trzymałam w ręce.
- Co to ?- spytał zaciekawiony i już miał otwierać kopertę, na szczęście zdążyłam go powstrzymać.
- Nie! Przeczytaj to proszę jak dolecisz.
- No dobrze, obiecuję- uśmiechnął się po czym przytulił mnie na pożegnanie- będzie mi brakować twojego zmiennego charakterku Ferro- znów się uśmiechnął.
- Mi ciebie też Pasquarelli- nawet nie wiesz jak bardzo...
Chłopak pomachał jeszcze wszystkim na pożegnanie i wsiadł do taksówki. Czułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami, by nikt tego nie zauważył wbiegłam jak najszybciej na górę do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Bo co jeśli już go nigdy więcej nie zobaczę ??

***
Ok. 8 godzin później, Rzym.

Obecnie siedzę w taksówce która ma zawieść mnie prosto do domu. Z lotniska do domu mam jakieś pół godziny drogi. Spojrzałem przez szybę samochodu. Nie było mnie tu już bardzo długo a Rzym nie zmienił się praktycznie wcale.
Nagle mnie olśniło. Przypomniałem sobie o liście który dostałem przed wyjazdem od Ludmily. A skoro i tak nie mam co robić to postanowiłem go przeczytać.
Wyjąłem białą kopertę z kieszeni mojej marynarki i otworzyłem. W środku była karteczka, wyciągnąłem ją, rozłożyłem i zacząłem czytać.

Drogi Federico!
Piszę ten list, bo muszę powiedzieć Ci coś bardzo ważnego.
Nie wiedziałam jak mam ci to powiedzieć, dlatego postanowiłam napisać to w tym liście.
Nie będę owijać w bawełnę ani przedłużać. Przejdę więc od razu do rzeczy.
Wciąż nie wiem jak mam Ci to powiedzieć. Dobra powiem prosto z mostu.
To ja, Ludmila, Twoja przyjaciółka jeszcze zza czasów kiedy mieszkaliśmy oboje w Rzymie.
Wiem, pewnie nie możesz w to teraz uwierzyć. Nie możesz uwierzyć, że taka wredna, bezuczuciowa osoba jak ja, okazuję się Twoją dawną przyjaciółką. 
Ja sama nie mogłam w to na początku uwierzyć.
Podejrzewam że możesz mnie teraz znienawidzić za to że nie powiedziałam Ci tego od razu. 
Ale zrozum, nie wiedziałam jak to zrobić. 
Zdaję sobie doskonale sprawę z tego jak bardzo się zmieniłam.
Nie chcę Cię dłużej zanudzać.
Mam nadzieję że jeszcze kiedyś się spotkamy i na spokojnie porozmawiamy jak za dawnych czasów.

PS. W kopercie znajdziesz jeszcze wisiorek. Pewnie się domyślasz o jaki może chodzić. 
Kiedy mi go dałeś powiedziałeś bym zawsze jak za Tobą zatęsknię, spojrzała na niego i od razu poczuję się lepiej. Obiecałam Ci w tedy że nigdy go nie zdejmę, tak też robiłam. 
Ale teraz wolę byś to ty go miał, przynajmniej do puki znów się nie spotkamy. 

                                                                                                                    Twoja Lusia :*

Spojrzałem ponownie do koperty w której znalazłem tak jak mówiła, wisiorek. Pamiętam jak go wybierałem, a później wręczałem blondynce, w tedy jeszcze szatynce.
Nie mogę w to uwierzyć, to na prawdę ona! To na prawdę moja Lusia!
O matko! Dopiero teraz dotarło do mnie jakim ja musiałem być debilem żeby nie poznać dziewczyny, którą kocham!
Nie mogę teraz od tak sobie zostać w Rzymie jak gdyby nigdy nic. Muszę się z nią zobaczyć, porozmawiać. Chcę chociaż usłyszeć jej głos, nawet tylko w słuchawce telefonu.
Wiem jedno. Muszę jak najszybciej wracać do Buenos Aires!
- Panie kierowco, proszę zawrócić na lotnisko- odrzekłem pewnym tonem w stronę kierowcy. Na co ten tylko zamruczał coś pod nosem, przekręcił oczami i zawrócił.

*******************************************************
No witam!!!!!!!!!!!!!
Jest prawie w pół do pierwszej w nocy, a mnie bierze na napisanie rozdziału!
I to trzeciego w ciągu trzech dni!
No w końcu muszę narobić zaległości xD
A więc jak widzicie wydało się!
Fede już wszystko wie!
Nie będę się rozpisywać bo jestem padnięta.
No więc do następnego rozdziału :*

Kocham, Tini <3

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział VII

***
Wstałam dzisiaj wyjątkowo wcześnie. Wyjęłam z garderoby jaskrawo różową sukienkę bez ramiączek. Do tego złote bolerko i koturny w tym samym kolorze. Zabrałam jeszcze czystą bieliznę, kosmetyki i ręcznik. Po czym wyszłam z pokoju i skierowałam się w kierunku łazienki. Jest! Violetta jeszcze nie wstała i łazienka jest moja!
Ściągnęłam pidżamę i weszłam po prysznic. Umyłam ciało waniliowym płynem, a włosy malinowym szamponem. Po czym spłukałam pianę chłodną wodą. Owinęłam ciało ręcznikiem i wyszłam z kabiny prysznicowej. Ubrałam czystą bieliznę i sukienkę, zawijając wcześniej włosy w tak zwany turban. Umyłam zęby, założyłam buty i bolerko, po czym zrobiłam makijaż taki jak zwykle.
Odwinęłam włosy, wysuszyłam i zakręciłam lokówką.
 No cóż, moje blond loki nie są naturalne. Kiedyś miałam ciemne, proste włosy. Jednak znudziły mi się, więc postanowiłam za eksperymentować. Już jako mała dziewczynka zamierzałam kiedyś przefarbować włosy. Marzyły mi się takie jak miała Barbie, blond loki.
 Na uszy zapięłam duże, złote kolczyki w kształcie kół, na rękę założyłam złotą bransoletkę z malutkimi, srebrnymi cyrkoniami, a na szyję założyłam jak zawsze wisiorek od Fede.
Wyszłam z łazienki, a przed drzwiami zastałam już szatynkę.
- No nareszcie ile można siedzieć w łazience ?!- spytała już mocno zniecierpliwiona Violetta.
- Jeśli chce się wyglądać o tak- wskazałam na siebie - to potrzeba czasu- machnęłam włosami i weszłam z powrotem do mojego pokoju.
Pamiętam jak Federico często używał do mnie tego tekstu. Zawsze jak mieliśmy się spotkać, a on się spóźniał. Kiedy w końcu przychodził a ja miałam do niego pretensję, on używał właśnie tego tekstu tylko mówił to o swojej grzywce. Już jako czternastolatek miał ,,chorą,, obsesje na punkcie swojej grzywki.
Z pokoju wzięłam moją czarną torebkę od Channel i wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Mojego I'Phona, lusterko, klucze, portfel, kosmetyczkę,zeszyt od Fede i zdjęcie.  Zdjęcie bez którego nigdzie się nie ruszam, którego nigdy nie wyjmuję z torebki.
Znalezione obrazy dla zapytania ruggero pasquarelli
Fede dał mi je już dawno, a ja nadal je mam. Nigdzie się bez niego nie ruszam. Rzeczy bez których nigdzie nie wychodzę ? To zdjęcie, mój telefon, czerwona szminka, zeszyt i wisiorek od Fede.
Wyszłam z mojego pokoju i po schodach zeszłam do salonu. Wszyscy siedzieli już przy stole, moja matka, German, Violetta, Angie i Federico. Podeszłam do stołu by zająć miejsce.
Na moje nieszczęście jedyne wolne miejsce było obok Cukiereczka, na przeciwko Włocha. Lepiej być nie mogło.
Przez całe śniadanie siedziałam ze spuszczoną głową, nie chciałam spojrzeć Włochowi w oczy.
Mieszałam łyżeczką w filiżance z moją ulubioną kawą z nudów. Moja matka cały czas nawijała o weselu. Widać że German miał tego dosyć, no ale co on mógł zrobić ? Angie rozmawiała z Violettą na temat zajęć szatynki. A Federico, chyba tak samo jak ja nie miał ochoty siedzieć z nimi przy stole i siedział z głową w chmurach. Ja z resztą wcale nie jestem lepsza.
Nagle poczułam czyjąś rękę na mojej. Podniosłam głowę, a moje oczy ujrzały te cudowne, czekoladowe tęczówki w których już nie raz się utopiłam. Włoch uśmiechnął się na co ja odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem.
- Wszystko w porządku ?- szepnął cicho w moją stronę.
- Tak- odpowiedziałam cicho. No bo co ja miałam mu niby innego powiedzieć ? Że słyszałam jego wczorajszą rozmowę z Violettą i Francescą, że teraz mam mętlik w głowie po tym co im wyznał ? A może od razu powinnam mu powiedzieć tak prosto z mostu ,, Nie Federico, to ja jestem twoją przyjaciółką dzieciństwa,, Już sobie wyobrażam jego reakcje i ogólnie reakcje wszystkich przy stole.
- No właśnie widzę, zaraz zrobisz dziurę w tej filiżance- zaśmiał się. Dopiero w tedy zorientowałam się że od dobrych dziesięciu minut mieszam moją kawę która za pewne jest już zimna. Od razu przestałam i zaśmiałam się. Wypiłam jak się okazało nie tak zimną kawę do końca i wstałam od stołu.
- A ty gdzie się wybierasz ?- jak zwykle musiała się odezwać moja milutka mamusia.
- Do Studio- odpowiedziałam oschle.
- Ramallo was odwiezie- powiedział German.
- Nie, nie trzeba. Przejdę się- odeszłam od stołu i wyszłam z domu. Postanowiłam pójść przez mój ulubiony park.
- Ludmila! Lu!- słyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się w tym kierunku i zobaczyłam biegnącego w moim kierunku Włocha. Po chwili był już obok mnie.
- No widzę że z wf to ty musiałeś być dobry- zaśmiałam się. Czy był dobry ? Jeśli określeniem dobry można nazwać osobę która zawsze miała szóstkę z wf to tak był dobry.
- Oczywiście-  uśmiechnął się, pokazując przy tym swoje cudowne dołeczki.
- Idziemy ?-zapytał po chwili.
- Ale gdzie ?- zupełnie nie wiedziałam o co chodzi, bo zapatrzyłam się na jego usta. (Wtf ?!)
- No do Studio, zaraz mamy zajęcia-  zaśmiał się, a ja wyrwałam się z moich rozmyśleń o tym jak mogą smakować jego cudowne usta. Cholera, gadam jak jakaś nienormalna. Zupełnie jak Violetta!
- Aaa no taakk... Tak tak chodźmy- odpowiedziałam. Włoch objął mnie ramieniem i poszliśmy. Całą drogę szłam przytulona do jego torsu. Zupełnie jak kiedyś. Czułam ten cudowny zapach jego drogich perfum. Skąd wiem że są drogie ? Proste. Sama mu je w końcu wybrałam i kupiłam już dawno. Jak widać spodobały mu się.
Weszliśmy do Studio, Fede ciągle mnie obejmował. Wzrok wszystkich utkwiony był na nas. Musieliśmy wyglądać jak jakaś wielce zakochana w sobie para. Szybko wyswobodziłam się z objęć Włocha i bez słowa ruszyłam w kierunku głównej sali gdzie mieliśmy mieć zajęcia z Angie, zostawiając przy tym zdezorientowanego chłopaka na środku korytarza. Wiem że źle go potraktowałam zostawiając go tak bez słowa, no ale nie mogę pozwolić by się we mnie jeszcze bardziej zakochał.
W sali byli już wszyscy, zajęłam swoje stałe miejsce w pierwszym rzędzie. Zaraz po mnie wszedł Włoch a po nim Pablo.
- Witajcie, Angie musiała wyjść więc dzisiaj ja poprowadzę za nią zajęcia i wasze zaliczenie- uśmiechnął się nauczyciel po czym zaczął lekcję. Najpierw była oczywiście Violetta, bo jakby ktoś inny mógłby być pierwszy jak nie siostrzenica Angie i wnuczka przyjaciółki dyrektora Studia, Antonia. Po niej był Leon, Diego, Francesca, Camila, Broudwey i Naty. Po nich nadeszła moja kolej.
Weszłam na scenę i wzięłam moją czerwoną gitarę w złote gwiazdki. Po chwili do moich uszu dotarła dobrze znana mi melodia. Zaczęłam śpiewać i grać na instrumencie.
Widziałam na sobie spojrzenie Włocha, ale postanowiłam to zignorować.
- Brawo Ludmila, ta piosenka jest świetna! Zaliczyłaś celująco- pochwalił mnie nauczyciel.
- Przecież wiem. Nie musisz mi o tym mówić Pablo- odparłam dumnie, no bo co w końcu nie mogę niszczyć swojego imienia Supernovej.
Po mnie przyszedł czas na Federico. Wszedł na scenę, zaczął grać na swojej gitarze i już po chwili w sali słychać było ten jego nieziemski głos.
- Doskonale Federico na prawdę bardzo mi się podoba i myślę że ta piosenka może okazać się hitem- zakończył dyrektor z uśmiechem.
- Dziękuję Pablo- odpowiedział mu Włoch po czym wrócił na swoje miejsce.
-  No dobrze dzieciaki, mam dla was dobrą wiadomość. Razem z Y-mixem postanowiliśmy wznowić kontrakt i z tej okazji zorganizować koncert. Odbył by się on za tydzień, wiem to dosyć szybko ale wiem że dacie radę. Chciałbym aby podczas koncertu wystąpili- przerwał na chwilę i wyciągnął kartkę ze swojej teczki po czym zaczął czytać- Violetta Supercreativa, Leon Entre dos mundos, Ludmila Quiero, Federico Rescata mi corazon, Razem zaśpiewalibyście Friends till the end, a na koniec dwa duety Ludmila i Naty z Peligrosamente bellas oraz Violetta i Leon z Nuestro Camino. 
- Pablo muszę ci coś powiedzieć- zabrał głos Federico.
- Słucham ?
- Bo ja za trzy dni muszę wyjechać do Włoch- nie mogłam się powstrzymać. Rozpłakałam się i wybiegłam z sali. Pobiegłam do domu i wbiegłam w ekspresowym tempie do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i płakałam w poduszkę. Nie ja tak nie potrafię! Nie potrafię tak dłużej żyć! Nie bez niego!
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafki. Wyciągnęłam z jednej z wielu szuflad komody, żyletkę. Nawet nie wiem skąd ona się tam wzięła i skąd wiedziałam że tam ją znajdę.
Usiadłam na podłodze. Muszę jakoś sobie ulżyć, a to jedyny znany mi sposób by to zrobić. Kiedyś już zdarzyło mi się kilka razy ciąć i wiem że to pomaga zapomnieć chociażby na chwilę. 
Przez jakieś dwie minuty obracałam ostry przedmiot w dłoni. Po chwili przybliżyłam narzędzie do nadgarstka. Już miałam zrobić pierwsze cięcie, gdy drzwi mojego pokoju otworzyły się a w nich stanął...

**********************************************************
Hej hej witam cześć i czołem xD
Mam głupawkę !!!!!!! :D
Dostałam dzisiaj napływu, dobrze napisałam ? No nie ważne. xD
Dostałam weny na rozdział więc postanowiłam go napisać, a skoro był już gotowy
to czemu miałabym czekać by go opublikować ?
No więc jest siódemeczka już dzisiaj !! xD
Dobra kończę bo mi gorzej... :D
Do następnego :*

Kocham, Tini <3

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział VI

Rozdział dedykuje wszystkim czytelnikom. Tym komentującym i tym co nie komentują. Kocham Was <3

***
Razem z Leonem siedziałam w moim pokoju. Udało mi się go namówić by został na kolacji. Bo chyba nic się nie stało jeśli raz nie poszedł na próbę zespołu, prawda ? Załóżmy że tak.
Nagle Leon wstał z łóżka, podszedł do keyboardu stojącego w moim pokoju i zaczął grać doskonale znaną mi melodię. Postanowiłam dołączyć.

No soy ave para volar
Y en un cuadro no sé pintar
No soy poeta, escultor
Tan sólo soy lo que soy
Las estrellas no sé leer
Y la luna no bajaré
No soy el cielo, ni el sol
Tan sólo soy

Pero hay cosas que sí sé
Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr, prueba imaginar

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar iee eé
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz.


Kiedy skończyliśmy byliśmy bardzo blisko siebie. Już prawie mieliśmy się pocałować gdy do pokoju wbiegł Federico. Serio, Fede ? Serio ? W takim momencie musiałeś wejść ?
- Hej wybaczcie że przeszkadzam ale Violu musimy porozmawiać-odparł lekko zdyszany.
- No dobrze, mów- odpowiedziałam.
- Ale wolałbym na osobności, wybacz stary. Później ci powiem-zwrócił się do Leona.
- No niech ci będzie, ale jak mi nie powiesz to będzie z tobą marnie Pasquarelli- zaśmiał się mój chłopak. Pocałował mnie w policzek a z Fede przybił piątkę po czym wyszedł.
Usiadłam z powrotem na łóżko, a Włoch usiadł obok.
- No więc co jest takiego ważnego że musiałeś przybiec aż do mnie i przerywać mi rozmowę z chłopakiem ?- powiedziałam lekko się śmiejąc.
- Dzwonił do mnie Marotti...-nie dokończył bo znowu drzwi od mojego pokoju się otworzyły a do środka wpadła zapłakana Francesca. Nie zważając na Włocha rzuciła mi się na szyję, ciągle płacząc. Spojrzałam zdziwionym spojrzeniem na Federico, który odpowiedział mi tylko miną typu ,,WTF?!,,
Po chwili Fran oderwała się ode mnie i usiadła na moim łóżku.
Fran co się stało ?- spytałam spoglądając to na Włoszkę to na szatyna.
- Wyjeżdża...-wydukała wciąż płacząc.
- Kto wyjeżdża ?- spytałam.
- Diego. Dostał propozycje od hiszpańskiego Y-mixu. Mógłby wydać solową płytę i jeśli by się dobrze sprzedała to nawet wyruszyć w trasę. Decyzję ma podjąć w ciągu tygodnia, jeśli się zgodzi to wyjeżdża dwa dni później. Powiedziałam mu że ma pojechać, bo nie chcę by przeze mnie stracił taką szansę- tłumaczyła niezbyt wyraźnie i szybko, ale udało mi się ją zrozumieć. Posłałam jej współczujące spojrzenie i mocno przytuliłam.
- Wszystko będzie dobrze Fran...- próbowałam ją pocieszyć ale na marne, nadal płakała.
- A wybacz, Fede chyba chciał ci coś powiedzieć prawda ?- nagle się ocknęła i spojrzała na Włocha.
- Już nie ważne...-próbował się wykręcić ale nie z nami te numery.
- Fede! Gadaj!- walnęłam Włocha poduszką, oczywiście Francesca wcale nie była lepsza.
- Dobra powiem wam ale nikomu ani słowa- pogroził nam palcem, na co my pokiwałyśmy głowami i zrobiłyśmy gest zamykania ust na tak zwaną kłódkę.

***
Szłam do łazienki by wziąć prysznic. U Violetty był Leon, a teraz sądząc po głosie jest tam Fran. Przeszłabym obojętnie obok pokoju mojej ,,kochanej siostrzyczki,, gdyby nie fakt że usłyszałam tam też głos Federico. Moja ciekawość wzięła za wygraną. Podeszłam bliżej drzwi i słuchałam.
- No to mów w końcu!- mówiła sądząc po akcencie Francesca.
- Dzwonił dzisiaj do mnie Marotti. Powiedział że mam wrócić do Włoch i ruszyć w taką mini trasę koncertową po Hiszpanii, Francji i Włoszech. Za trzy dni mam mieć samolot. Problem w tym że ja nie chcę jechać- jak to ma wyjechać ? Nie chcę go znowu stracić. Nie teraz! Najpierw muszę mu wszystko powiedzieć! Podsłuchiwałam jednak dalej.
- To może powiedz mu że nie chcesz nigdzie jechać- powiedziała Violetta.
- Mówiłem, ale w tedy powiedział że jak nie pojadę to zerwie ze mną umowę. Jestem w końcu ich artystą ,,na wyłączność,, i nie mogę odmówić.
- A można wiedzieć dlaczego nie chcesz wyjeżdżać ? W końcu ta trasa byłaby dla ciebie szansą by wybić się jeszcze wyżej jeśli chodzi o sławę- spytała Włoszka.
- Nie ważne...-odpowiedział trochę zmieszany chłopak.
- Uuu ktoś się nam tutaj zakochał!! No mów Fede co to za szczęściara ?-spytała tym razem szatynka. A mnie coraz bardziej ta rozmowa interesowała. No bo chyba jako jego najlepsza przyjaciółka. Trudno że o tym nie wie. Mam prawo wiedzieć w kim się kocha mój przyjaciel, prawda ?
Załóżmy że tak.
- Ja ? Błagam...w nikim się nie zakochałem...- przez lekko uchylone drzwi dostrzegłam że pociera prawą ręką szyje, a to znaczy że kłamie. Zawsze tak robi gdy się denerwuje albo jak kłamie. Czy mówiłam już że znam go lepiej niż ktokolwiek inny ? Nie ? No to teraz mówię. Znam go lepiej niż ktokolwiek inny.
- Fede nie z nami te numery...no mów już!- denerwowała się Włoszka. Szczerze to mnie też to coraz bardziej interesuje.
- Ludmila...- powiedział jak najciszej się dało, ale wystarczająco głośno bym to usłyszała. Cholera! Jak to mu się podobam ? To nie może być prawda! On nie może się we mnie zakochać. Byliśmy dla siebie jak rodzeństwo, no a rodzeństwo nie może być przecież razem. To było by chore. Chociaż nie jesteśmy przecież rodzeństwem. To skomplikowane! Jedno jest pewne muszę mu wszystko powiedzieć, jak najszybciej. Musi poznać prawdę choćby miał mnie przez to znienawidzić.
Kiedy powiedział że się we mnie zakochał, ręcznik, suszarka, pidżama i inne moje rzeczy wypadły mi z rąk robiąc przy tym niemały hałas.

***
- Słyszałyście to ?- powiedziałem do Włoszki i kuzynki.
- Tak, tak jakby komuś upadły rzeczy na podłogę- odpowiedziała mi szatynka.
- A co jeśli to Ludmila? Co jak wszystko słyszała ?- zaniepokoiłem się. Nie chcę by się dowiedziała, zwłaszcza że nie jestem pewny moich uczuć co do niej. Po za tym w mojej głowie jest cały czas Lusia. I tak na prawdę to nie wiem w której się tak na serio zakochałem. Na obu zależy mi tak samo mocno i nie przeżyłbym gdyby którejś z nich coś się stało. Wiem. Z Lusią nie miałem kontaktu od kilku lat, ale moje uczucie wobec niej nie wygasło. Wręcz przeciwnie, jest jeszcze silniejsze.
Jeśli chodzi o Ludmile. No cóż. To skomplikowane. Z jednej strony nienawidzę jej za to jaka jest w stosunku do innych. Nigdy nie lubiłem osób które poniżają innych, a do tego czerpią z tego przyjemność. Z drugiej strony zależy mi na niej, nie wiem czemu. Po prostu, nie umiem o niej zapomnieć, chciałbym jej pomóc.
Czemu akurat ja musiałem się zakochać w dwóch dziewczynach na raz ? I to takich różnych.
Ludmila, skryta w sobie, tajemnicza, odważna, pewna siebie, wredna i zarozumiała blondynka.
Lusia, cicha, zabawna, wesoła, niepewna siebie, słodka szatynka.
Pamiętam jak kiedyś mi mówiła, że kiedyś przefarbuje kolor włosów. Jestem ciekawy czy w końcu to zrobiła.
Wracając. Włoszka wstała z łóżka szatynki i podeszła do drzwi po czym otworzyła je.
- Dziwne, nikogo nie ma. Może nam się wydawało- odparła.
- Ej Fran, zostaniesz dzisiaj u mnie ? Zrobimy sobie nocowanko- powiedziała, podekscytowana szatynka. Nie wiem o co im chodzi z tymi nocowankami w sensie co one niby widzą w tym fascynującego ? Dziewczyny...chyba nigdy ich nie pojmę.
- Tak!!!!!-pisnęła Włoszka podskakując lekko i klaszcząc dłońmi. Jak jakaś mała dziewczynka, ale muszę przyznać wyglądało to uroczo.
- Fede może ty też zostaniesz zrobimy ci kucyczki i pomalujemy paznokietki!- mówiła szczęśliwa Violetta, a Francesca nie przestawała piszczeć, skakać i klaskać w dłonie.
Szybko wstałem z łóżka kuzynki i wybiegłem w ekspresowym tempie z jej pokoju. Po czym wbiegłem do swojego pokoju i zamknąłem drzwi na klucz. Rzuciłem się na łóżko i po chwili zasnąłem.

***********************************************************
Hej hej, tak o to prezentuje się szósteczka!!!!!
Mi się tak sobie podoba, jak dla mnie jest za krótka. No ale dobra.
Trochę namieszałam, mam nadzieję że wszystko zrozumieliście ;)
Muszę kończyć, do następnego :*

Kocham, Tini <3