Rozdział III
***Nowy dzień, nowe problemy. Mam wrażenie że z każdym dniem przybywa ich coraz więcej.Problemy i kłótnie z matką, Violettą i Pasquarellim pomału mnie wykańczają. Mam dość udawania kogoś kim nie jestem ale nie potrafię już nikomu zaufać. Nie po tym jak ON mnie opuścił. Jeśli chodzi o moją rodzinę i przeszłość to wszystkim sprzedaję kit- rodzice się rozstali w ZGODZIE, mieszkam z matką a mój ojciec mieszka za granicą. Tak na prawdę to ja nawet nie wiem gdzie jest dokładnie mój ojciec, a matka wcale się z nim nie rozwiodła w spokoju. Ich rozprawa ciągnęła się miesiącami, a prawnicy ledwo z nimi wytrzymali. A jednak to nie dlatego jestem tą osobą którą jestem teraz. Nie chodzi też o zawód miłosny, chociaż może trochę tak ? Nie wiem czy chcę o tym mówić, ale skoro już zaczęłam to dokończę. No więc tak...
W wieku siedmiu lat przeprowadziłam się z ojcem do Włoch, dokładniej do Rzymu. Moja matka ciągle gdzieś wyjeżdżała z pracy, a ojciec postanowił zrobić nam takie małe wakacje. Matka jednak postanowiła zostać w Buenos Aires. Ja razem z tatą zamieszkaliśmy u mojej cioci Elisabet.
Moja ciotka nie ma dzieci więc popołudnia raczej spędzałam sama, rysując bądź grając na swojej gitarze na tarasie przed domem. W okolicy nie było za dużo dzieci w moim wieku, więc nie za bardzo miałam z kim się pobawić. Od czasu do czasu pomagałam cioci w kuchni, bądź bawiłam się niedługo z tatą. Pewnego dnia na przeciwko nas wprowadziło się małżeństwo z synem. Był o rok starszy ode mnie. Przeprowadził się razem z rodzicami do Rzymu z Mediolanu. Od razu załapaliśmy wspólny język. Byliśmy nierozłączni. Pewnie zastanawiacie się jak nazywał się ten chłopak prawda ? O tym później. Bawiliśmy się razem całymi dniami, ja chodziłam do niego, on do mnie. Zachowywaliśmy się jak rodzeństwo, chociaż dla mnie z czasem jak dojrzewałam przestawałam pomału patrzeć na niego jak na przyjaciela. No wiecie miałam 13 lat w tym wieku hormony zaczynają wariować.
Kiedy miałam 15 lat, okazało się że on musi wyjechać na kilka lat do Meksyku. Byłam załamana. Nie przespałam większości nocy, ciągle chodziłam przybita i non stop płakałam. Próbował mnie wielokrotnie pocieszyć ale na marne. W końcu nadszedł ten dzień, dzień w którym miałam się z nim pożegnać. Obiecał mi że będzie do mnie dzwonił i pisał codziennie, a przed wyjazdem podarował mi srebrny wisiorek w kształcie serca z naszymi inicjałami. Do tej pory go nie zdjęłam.
Mijały dni, tygodnie, miesiące, lata. Na samym początku pisał i dzwonił do mnie rzeczywiście codziennie, ale kiedy wróciłam do Buenos Aires, przestał się odzywać. Nie wiem czemu, po prostu przestał dzwonić, a nawet nie wysyłał już do mnie SMS- ów. Tak jakby nigdy byśmy się nie znali.
Po moim powrocie, nic nie było już takie same. I nie chodzi mi tylko o zmianę koloru włosów, bo nie byłam blondynką od urodzenia. To właśnie w tedy pomału zaczynałam się zmieniać. Moją zmianę przypieczętował na koniec długi rozwód rodziców. Moja matka uznała że podczas wyjazdu, mój ojciec zdradził ją z jej siostrą u której mieszkaliśmy- ciocią Elisabet. Ojciec wszystkiego się wyparł, ale matka zainwestowała w najlepszego prawnika i wygrała sprawę o rozwód z winy mojego ojca.
Jak się później okazało, dla mojej matki historyjka ze zdradą ojca była tylko po to by ukryć prawdziwy powód rozstania. Mianowicie znalazła sobie kochanka. Po roku wprowadził się do nas. Od początku go nie lubiłam, był dla mnie wredny, nie raz podniósł na mnie rękę. A moja matka miała to gdzieś, dopiero jak zagroziłam wyprowadzką do ojca to zerwała kontakt z tym psychopatą. Później zeszła się z Germanem i tak jest do dziś. Z ojcem nie mam kontaktu od ponad dwóch lat, ale nie to mnie boli. Boli mnie fakt że już nigdy nie spotkałam się z nim, nigdy nie usłyszałam jego cudownego głosu którym potrafił mnie zawsze pocieszyć, aż do teraz...To wszystko jest bardzo skomplikowane, ale dobrze wiem że moje myśli są prawdziwe. One muszą być prawdziwe. Wracając do mojego tajemniczego przyjaciela, jeśli mogę go tak w ogóle nazwać. Miał na imię Federico.
Kiedy poznałam kuzyna Violetty od razy skojarzyłam fakty. Federico, Włoch, te czekoladowe, tryskające szczęściem oczy. Nie miałam wątpliwości że to właśnie jest MÓJ Fede, ale nie miałam też stu procentowej pewności. Przecież nie jednemu psu na imię Burek. Z resztą jakby to był on to może by mnie poznał ? Przecież aż tak się nie zmieniłam. Chociaż kogo ja próbuję oszukać ? Kiedyś byłam szatynką, szarą myszką. Miałam spokojny charakter, byłam miła, uprzejma, wesoła. No właśnie BYŁAM. A Fede poznał mnie właśnie taką jaką byłam kiedyś. Teraz jestem swoim dawnym przeciwieństwem. Więc wątpię by mnie poznał. Chciałabym z nim porozmawiać, wyjaśnić ale to wszystko jak już wspomniałam jest skomplikowane. Tak na prawdę nie mam pojęcia dlaczego do mnie nie dzwonił, nie odpowiadał na wiadomości. Wiem że prędzej czy później się domyśli że to ja jestem jego przyjaciółką z dzieciństwa. Jak nie ode mnie to od kogoś innego. Chciałabym mu o tym powiedzieć, ale się boję. Bo co jak mi nie uwierzy, wyśmieje albo sama nie wiem co jeszcze.
Jak ja mogę tak mówić! Fede jest wspaniałym człowiekiem, no właśnie on jest ale ja już nie.
Z moich rozmyśleń wyrywa mnie głos dzwonka do drzwi. No tak jestem sama w domu więc muszę otworzyć.
Podchodzę do drzwi i otwieram je. Nie wierzę, co ona tu robi ?
- Czego chcesz ?
- A ty jak zwykle uprzejma Ludmila- nie musisz mi wytykać błędów Zdrajczyni.
- Słuchaj, nie mam ochoty dzisiaj na kłótnie, więc gadaj po co przyszłaś i idź już sobie bo nie chcę na ciebie patrzeć.
- Jest Violetta ?- teraz to mnie wkurwiła.
- Nie nie ma wyszła, więc ty bierz z niej przykład i spierdalaj puki nie jestem wściekła.
- Ludmila, przecież kiedyś byłyśmy przyjaciółkami- mówi łagodnym głosem. No błagam najpierw się pyta czy jest Cukiereczek a teraz wytyka mi mój błąd, jakim było zaprzyjaźnienie się z nią.
- No właśnie KIEDYŚ byłyśmy, ale na szczęście przejrzałam na oczy.
- Ja wiem że ty taka nie jesteś. Ludmila daj sobie pomóc. Nie widzisz że nikt nie chce dla ciebie źle ?
- A ty nie widzisz że nie chcę twojej litości i pomocy ? A teraz cześć.
- Ale...
- Cześć!- burknęłam i zamknęłam jej drzwi przed nosem. Wiem że to nie kulturalnie ale trudno. Mnie się nie wystawia. A zrobiła to zaprzyjaźniając się z moim największym wrogiem. Wiem że kiedyś byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, mówiłyśmy sobie o wszystkim. Chociaż tak na prawdę nie wiem czy do końca jej ufałam, bo nie powiedziałam jej mojej PRAWDZIWEJ historii dlaczego stałam się Supernovą. Ale dobrze że zmądrzałam za nim było za późno.
Dobra trudno, trzeba się ogarnąć i iść do Studia. Szybko wbiegam z powrotem do mojego pokoju, zabieram torebkę i inne potrzebne rzeczy. Po czym opuszczam ville i idę w kierunku On Beat.
***
Wchodzę do Studia, od razu zauważam moje dwie najlepsze przyjaciółki- Cami i Fran, więc podchodzę do nich.
- Cześć Violu- witają się ze mną całusem w policzek.
- Cześć, a gdzie Naty ?- dopiero zauważyłam brak naszej nowej przyjaciółki.
- Hej już jestem!- podbiega do nas zasapana Hiszpanka.
- No Naty musimy popracować nad twoją kondycją- zaśmiała się ruda.
- Tak zgadzam się, ale wybaczcie biegłam tutaj aż z twojego domu Violu- spojrzała na mnie.
- Ale po co byłaś u mnie ?- zdziwiłam się.
- Bo myślałam że jeszcze jesteś w domu, ale Ludmila uświadomiła mi że ciebie już tam nie ma.
- Widzę że miałaś do czynienia z panną Tarantulą ?- zaśmiała się Włoszka, a ja i Cami dołączyłyśmy się do niej.
- Proszę was nie mówcie tak o niej, wiem że wyrządziła wam jak i mi wiele przykrości, ale ja wierzę że ona taka nie jest- spojrzała na nas poważnie, na co my od razu się uspokoiłyśmy.
- Spokojnie Naty, przepraszamy. Już tak nie będziemy- rzekła Torres obejmując kruczowłosą ramieniem.
- No dobra ja was zostawiam bo muszę jeszcze znaleźć Leona- pomachałam dziewczyną i odeszłam w kierunku szafki mojego chłopaka. Zawsze przed lekcjami tu jest. Kiedy doszłam na miejsce zobaczyłam...
**************************************************
Hej, wybaczcie że przychodzę do Was z takim krótkim badziewiem ale musiałam coś dzisiaj dodać. Nie wiem czemu, tak po prostu xD
I jak Wam się podoba to moje coś ??
Trochę namieszałam z tą historią Lu i mam nadzieję że jakoś to wszystko ogarnęliście;)
Jakbyście czegoś nie wiedzieli to piszcie w komentarzach :)
Dobra ja kończę bo muszę się uczyć, no wiem brawo ja. Jest prawie w pół do jedenastej a ja postanowiłam się w końcu pouczyć xD
Życzcie mi powodzenia :D
Do następnego :*
Kocham, Tini <3
Miejscówka♥
OdpowiedzUsuńMiejsce <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ja 2 rozdział
Jestem!
UsuńNo nie mów mi proszę, że to badziewie jak tak nie jest!
Lu musisz mu powiedzieć!!! Jasne?
Ja się domyśliłam podczas czytania tego rozdziału, że to Federico.
Mądra ja! xD
Przepraszam, że krótko ale lecę się pakować do szkoły.
Kocham!! <3
PS. Stwórz zakładkę 'Zapytaj bohatera' mam pytanie do Fedusia!! <333
Mojeee :3
OdpowiedzUsuńHejo!
UsuńPowodzenia w nauce! Ahha ja tez dopiero teraz wzięłam ksiazke od matmy... XD
Rozdzial jak zwykle prze cudny!
I wcake nie jest badzwieiem!
Jest arcydziekem!!!
Oj Lu... Daj sobie pomoc!!!
Masz talent *.*
Przepraszam ze tak krotko ale tak jak napisałam wcześniej dopiero wzięłam książkę od matmy :/
Kocham! <3
Do nexta!
M.L
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
OdpowiedzUsuńPrzecudowne!
Ja jakoś ogarnęłam tą historię Lu... Jakoś...
Naty ;-; Nie lubię jej jakoś...
Dobra kończę, bo muszę jeszcze na plastykę narysować jakieś gónwo.
Kocham i czekam na next!
Pozdrawiam ♡
Lilly xD
Jejejejejeku!!!!!! CUDO! PO PROSTU TO JEST CUDNE! ♡♡♡♡♡ Masz taki wielki talent ;**** Kocham ♥
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem rozdział super! ^^
OdpowiedzUsuńPiszesz naprawdę świetnie! :*
Bardzo podoba mi się pomysł na historię!
Fajnie się ją czyta! :3 I wątki są świetne! <3
Już nie mogę doczekać się kolejnego! Pisz szybko! :3
Dziś krótko, bo nadrabiam!
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ^^
http://de-nada-sirve-el-odio.blogspot.com/
http://no-espero-amor-ni-odio-oneshots.blogspot.com/