poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział XXV


***
- Lu błagam cie nie wyjeżdżaj- już od prawie dwóch godzin brunetka stara się mnie jakoś przekonać do zostania w Buenos Aires.
- Violu tłumaczyłam ci już że wyjeżdżam z powrotem do Włoch i nic nie zmieni mojej decyzji- mówię wkładając do walizki koszulkę. Od początku mówiłam jej, że zostaję w Argentynie do puki Leon nie wyjdzie ze szpitala, a skoro wyszedł wczoraj to nie widzę dalszej potrzeby mojego pobytu tutaj.
- No ale dlaczego? Przecież dzisiaj wieczorem jest koncert pożegnalny, proszę cię. Nie musisz zostawać tutaj, jak chcesz to jutro rano sama osobiście odwiozę cię na lotnisko tylko zostań ze mną, z nami wszystkimi na tym ostatnim naszym wspólnym koncercie czy to tak dużo?- wiedziałam, że moim zachowaniem ją ranię, ranię ich wszystkich ale nie potrafię zostać.
- Wystąpienie na koncercie łączy się z ponownym kontaktem z Federico, a ja chcę o nim zapomnieć Violu- tak, dokładnie. Postanowiłam nigdy więcej nie widzieć się z Włochem, chcę zapomnieć.
- Słuchaj ja rozumiem, że jest ci ciężko i że ten idiota bardzo cię zranił no ale nie denerwuj mnie nawet! Nie możesz rezygnować z koncertu tylko i wyłącznie z jego powodu!
- Jak widzisz mogę- zapięłam ostatnią walizkę i usiadłam na łóżku.
- Widzę, że cie uda mi się cię przekonać- westchnęła dziewczyna siadając obok mnie.
Pokręciłam przecząco głową po czym przytuliłam ,,siostrę,,.
- Będzie mi cię tak cholernie brakowało- mówiła przez łzy łamiąc przy tym moje serce. Nienawidzę tego uczucia, uczucia że znowu kogoś skrzywdziłam. Kiedyś łzy Argentynki powodowałyby mój uśmiech, teraz jednak nie umiałabym się z tego cieszyć. Zmieniłam się, Federico mnie zmienił...
- Mi ciebie też Violu- spojrzałam na zegarek w moim telefonie- 16.09, muszę już iść za godzinę mam samolot, a muszę jeszcze dojechać na lotnisko.
- Pojechać z tobą?
- Nie, nie trzeba. Po za tym musisz jechać przecież na stadion, bo za dwie godziny macie koncert- odrzekłam z sztucznym uśmiechem.
- No dobrze, więc żegnaj Lu- ponownie się przytuliłyśmy, kilka łez spłynęło po moich policzkach.

*godzinę później*

- Pasażerowie lecący lotem 132 do Włoch proszeni są o udanie się do wejścia- usłyszałam głos kobiety. Wstałam z fotela na którym siedziałam, w rękę wzięłam walizki i udałam się do kolejki. Kiedy tak stałam czekając na swoją kolej dostrzegłam, że nadal mam na ręce bransoletkę od Federico, którą dostałam od niego na moją osiemnastkę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nagle wszystkie wspomnienia wróciły- te dobre i te złe. Pierwszy dzień kiedy go spotkałam, naszą pierwszą rozmowę, wspólnie spędzone popołudnia na zabawie w piaskownicy czy graniu na gitarze. Chwilę w której zrozumiałam co na prawdę do niego czuję, przyjęcie pożegnalne dla Federico, jego wyjazd, nasza rozłąka, gdy Priscilla zmieniała mnie w potwora. Powrót Włocha do Argentyny, to jak ukrywałam prawdziwą siebie przed nim, to kiedy się o wszystkim dowiedział, nasz pierwszy pocałunek, moje osiemnaste urodziny, gdy zostaliśmy parą. To jak dzięki niemu zmieniłam się i odzyskałam kontakt z ojcem, jego próba samobójcza, odwyk, niedoszły gwałt, jego oskarżenia i co najgorsze zerwanie. Momentalnie kilka łez spłynęło po moich policzkach, jednak szybko je starłam.
Moje rozmyślanie przerwał czyjś cichy głos.
- Dzien dobly - odwróciłam się ale nikogo nie dostrzegłam. Dopiero gdy spojrzałam w dół zobaczyłam małą dziewczynkę. Miała maksymalnie pięć lat, długie blond włosy spięte były w dwa kucyki. Ubrana była w blado różową sukienkę z kokardkami i białe buciki, w prawej ręce trzymała dużego, kolorowego lizaka.
Kucnęłam żeby być twarzą w twarz z dziewczynką, która wlepiała we mnie swoje duże, zielone oczy lekko się przy tym uśmiechając. Muszę przyznać że była bardzo ładna i słodka.
- Dzień dobry- odpowiedziałam dziewczynce, która nadal ciekawie mi się przyglądała.
- Wsystko w poządku prose pani?- spytała słodko sepleniąc lekko mnie przy tym dziwiąc.
- Oczywiście że tak- co z tego, że właśnie moje serce rozsypane było na miliony kawałeczków, nie będę przecież martwić małej dziewczynki, która pewnie nawet tego nie zrozumie.
- Pzeciez widze ze cos się pani stało!
- No dobrze stało się ale to nic. Powiedz mi lepiej jak masz na imię?
- Alice- powiedziała z uśmiechem- a pani?
- Ludmila, powiedz mi czy ty jesteś tutaj sama? Zgubiłaś się?
- Niee moja mamusia jest tutaj, zaraz ma samolot! Leci co mojego tatusia! Do Rzymu!- mówiąc to uśmiechała się jeszcze bardziej.
- A ty nie lecisz z nią?
- Nie, ja zostaje u cioci bo moja mamusia nie ma tyle pieniązków zebym mogla z nią poleciec. Moja mamusia i tatus się pokłócili i tatus musiał poleciec samolotem do Włoch! Nie wiem dlacego, mamusia mówi ze tatus zlobil cos baldzo zlego, ale ja wiem ze tatus nas kocha i ze jest dobly- było mi trochę jej żal, myślała że wszystko się dobrze skończy u jej rodziców a tak na prawdę życie nie jest takie kolorowe. Jednak imponowało mi to z jakim optymizmem podchodzi do sytuacji.
- Alice! Alice! O tutaj jesteś! Wszędzie cię szukałam, bardzo panią przepraszam za nią- obok nas nagle pojawiła się niewysoka, szczupła kobieta o kasztanowych włosach.
- Nic się nie stało, pani pewnie jest mamą Alice?- spytałam wstając. Kobieta przytaknęła- ma pani bardzo mądrą córkę- przyznałam. Mimo, że dziewczynka miała z pięć lat, była już bardzo inteligentna i spostrzegawcza.
- Tak wiem ma to po swoim ojcu...On też był bardzo mądrym człowiekiem jednak ostatnio się zmienił- kobieta od razu na wzmiankę o swoim mężu posmutniała.
- Coś się stało? Przepraszam nie chcę być wścibska ale...
- Nic się nie stało. Ja i mój mąż Nico jesteśmy małżeństwem od ośmiu lat, bardzo go kocham jednak ostatnio gdy wróciłam do domu zastałam go w łóżku z jakąś kobietą. Pokłóciliśmy się, a Nico wyjechał do swojej matki do Rzymu dwa miesiące temu. Dzisiaj mam do niego przylecieć by porozmawiać. Miałam jechać z Alice jednak nie stać mnie na dwa bilety.
- Rozumiem panią doskonale, sama ostatnio pokłóciłam się bardzo z moim chłopakiem.
- I to nie jest tak, że ja nie kocham Nicolasa. Wręcz przeciwnie, bardzo go kocham i po mimo tego że bardzo mnie zranił, wierzę że nasza miłość jest silniejsza i warta drugiej szansy- poczułam łzy w oczach. Ta kobieta przeszła o wiele więcej, a ja się nad sobą użalam. Ale kobieta dała mi dużo do myślenia. Dzięki niej zrozumiałam bardzo ważną rzecz.
- Pasażerowie lecący lotem 132 do Włoch proszeni są o wejście do samolotu- ponownie usłyszałam głos kobiety.
- My już pójdziemy, muszę jeszcze odprowadzić Alice do mojej siostry, do widzenia- kobieta chciała już odejść ale zatrzymałam ją, posłała mi pytające spojrzenie. Wyjęłam z kieszeni spodni bilet i podałam go kobiecie.
- Proszę to dla pani- uśmiechnęłam się.
- Nie mogę tego przyjąć.
- Ależ proszę niech pani weźmie ten bilet. Ja jednak nie wyjeżdżam, a szkoda by bilet się zmarnował skoro może go pani wykorzystać.
- Nie wiem jak mam pani dziękować- kobieta szeroko się uśmiechnęła.
- To ja powinnam pani podziękować, bo dzięki pani zrozumiałam coś bardzo ważnego.
- W takim razie my już pójdziemy, jeszcze raz bardzo pani dziękuję!- krzyknęła kobieta oddalając się.
- Do widzenia!- pomachała mi swoją małą rączką Alice. Odmachałam dziewczynce i z uśmiechem spojrzałam na zegar wiszący na ścianie - 17.34. Koncert zacznie się za dwadzieścia pięć minut. Muszę się pośpieszyć, wyjęłam z torebki klucze i szybko pobiegłam na parking i wsiadłam do auta. Włożyłam kluczyki do stacyjki po czym odpaliłam silnik. Jestem gotowa - gotowa by zawalczyć o szczęście.

***
Od dobrych dwóch godzin za sceną panuje straszne zamieszanie. Wszędzie jest pełno ludzi, jedni od dźwięku, inni od kostiumów, a jeszcze inni od różnych rzeczy o których znaczeniu nawet nie mam pojęcia. Wszyscy są zdenerwowani, podekscytowani i szczęśliwi, tylko nie nasza paczka. Wszystkim jest nam ciężko bez Ludmily. Związku z tym, że wyjechała nauczyciele musieli zrobić wiele zmian w choreografiach i kwestiach piosenek. Pozamieniano duet Lu i Naty, teraz Hiszpanka śpiewa go z Camilą, a mój duet z Lu śpiewam z Francescą. Nie wspomnę już nawet o grupowych piosenkach w których również nastąpiły ogromne zmiany.
Jednak nie to martwi nas najbardziej, jesteśmy smutni bo po prostu jej tutaj nie ma, nie ma i już nigdy nie będzie.
- Jak się trzymasz?- poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu, na dźwięk cudownego głosu Meksykanina dostałam gęsiej skórki.
- Jest źle, jednak bardziej martwi mnie inna sprawa. Widziałeś Federico?- spytałam, bo nigdzie nie widziałam jeszcze kuzyna.
- Tak, mamy razem garderobę. Obecnie powinien się szykować.
- Żal mi go, jak on się trzyma?- spytałam z troską.
- Nie najlepiej- powstrzymywałam łzy, które cały czas cisnęły mi się do oczu, Leon widząc to mocno mnie przytulił.
- Ej dzieciaki podejdźcie tutaj!- usłyszałam głos Angie. Wszyscy podeszliśmy do Pabla, Angie, Beta i Gregoria. Dostrzegłam też Federico, podeszłam do niego i uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Ejj dlaczego jesteście tacy smutni? Powinniście się cieszyć, dzisiaj jest wasz dzień!- jak zwykle mega pozytywna Angie stara się nam wszystkim poprawić humor.
- To z powodu Ludmily- powiedział Diego.
- Dzieciaki, rozumiem że jest wam bardzo ciężko nam również brakuję Ludmily, ale to była jej decyzja i musimy ją uszanować. Wiem że jest to dla was bardzo trudne ale nic na to nie zdziałamy. Postarajcie się na chwilę o tym zapomnieć, wyjść i zaśpiewać najlepiej jak potraficie, idźcie bawcie się muzyką! Róbcie to co najbardziej kochacie robić, razem ponieważ to wasz ostatni koncert razem- powiedział Gregorio. Zdziwiły mnie jego słowa, pierwszy raz powiedział nam takie miłe słowa.
- No więc na co czekacie? Na scenę! Ja porozmawiam z wami po koncercie- odrzekł Pablo na co wszyscy się uśmiechnęliśmy. Przed wejściem na scenę podeszłam jeszcze do Federico.
- Jak się czujesz?- spytałam chociaż doskonale znałam odpowiedź na to pytanie.
- Źle, tak cholernie mi jej brakuje Vils. Idę przez miasto a każda blondynka, którą widzę mam wrażenie że jest nią. Nie potrafię bez niej żyć, ale co z tego skoro ona wyjechała, wyjechała i już nie wróci. Muszę jakoś żyć dalej, problem w tym że nie potrafię- przytuliłam mocno kuzyna. Jest mi tak cholernie przykro gdy widzę jak cierpi i nie mogę mu w żaden sposób pomóc.
- Będzie dobrze Fede, musi być dobrze- uśmiechnęłam się lekko do Włocha na co ten odwzajemnił gest po czym razem wbiegliśmy na scenę by rozpocząć koncert piosenką - En Gira. 
Gdy zobaczyłam wszystkich ludzi zgromadzonych na stadionie, ich łzy, uśmiechy, jak śpiewają razem z nami.Graliśmy już kilkanaście koncertów jednak tym razem jest inaczej. To uczucie nie do opisania...

***********************************************
No hejka, hejka!!!!
Tak wiem długo nie było rozdziału, więc dzisiaj przychodzę do Was właśnie
z kolejnym rozdziałem!
Mam dla Was też trochę niezbyt fajną wiadomość - następny rozdział, będzie ostatnim,
później epilog :(
Nie będę się teraz na ten temat długo rozpisywać, zrobię to w Epilogu. 
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) 
Zapraszam też do komentowania, bo jest to dla mnie wielką motywacją do dalszego
pisania :)
Jeszcze chciałabym Was zaprosić na moje konto na Wattpadzie na którym również piszę o Fedemili - xAngeloxx

I oczywiście piosenka na koniec <3

~Angelo~  


2 komentarze:

  1. rozdział super ale nie no może się pogodzę z zakończeniem tego opowiadania ale nie zostawiaj nas pisz więcej historii jak będziesz chciała odejść to ja od razu protestuje a na Wattpada wpadne i bede czytać jak o fedemili . wracając do rozdziału super genialny Lu zrozumiała co by straciła och Federico bardzo mi go szkoda z nie cierpliwością czekam pamietaj w razie potrzeby ja protestuje
    zuza

    OdpowiedzUsuń